Anna Gruczyńska, prezes stowarzyszenia Polaków w Christchurch, opowiada w "Faktach o świecie" TVN24 BiS o pierwszych chwilach po atakach. - Moje biuro znajduje się w miejscu, z którego nie było nic widać ani słychać. Jest zbyt oddalone od meczetu, w którym doszło do tej tragedii. Dowiedziałam się o tym, gdy ogłoszono blokadę całego budynku, absolutny zakaz wychodzenia z budynku, zakaz wpuszczania kogokolwiek do budynku - opisuje. - Początkowa reakcja była taka, że być może jest to jakiś test. Dopiero powoli zaczęły z mediów docierać do nas informacje, że coś się wydarzyło - mówi. Dodaje, że na początku było dużo sprzecznych informacji i niepewności. Tym bardziej, że w centrum miasta odbywał się strajk młodzieży przeciwko zmianom klimatu. - W pierwszej chwili reakcją było po prostu szukanie swoich bliskich. Nie było wiadomo dokładnie co się wydarzyło, i kogo dotknęła ta tragedia.