Od wielu lat nikt nie ma wątpliwości, że jeśli ktoś chce wygrać wybory prezydenckie w USA, to musi wygrać na Florydzie. Cztery lata temu tuż przed wyborami przeprowadzono 27 różnych sondaży. W 20 z nich przewagę miał Mitt Romney, tylko w siedmiu Barack Obama. W piątek pojawił się pierwszy sondaż, w którym na Florydzie prowadzi Donald Trump. A jego droga do Białego Domu wiedzie właśnie przez ten stan. Z drugiej strony jeszcze niedawno Hillary Clinton liczyła na to, że może powalczyć nawet o zwycięstwo w stanach niemal zawsze republikańskich, np. w Teksasie, Utah, Georgii i Arizonie. Teraz może o tym zapomnieć, a na dodatek musi rozpaczliwie bronić swojej przewagi w New Hampshire, Michigan i Virginii. Po kilkunastu miesiącach kampanii, kilkunastu debatach na etapie prawyborów, trzech debatach prezydenckich wciąż nic nie jest rozstrzygnięte.