Dramatycznie rośnie liczba bardzo ciężkich przypadków COVID-19 - takich, w których szansą na ratunek jest już tylko zastępująca płuca technologia ECMO. Choroba częściej dopada także młodszych ludzi.
Oddział intensywnej terapii w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu jest pełen podpiętych do ECMO nieprzytomnych ludzi, którzy walczą o życie.
- W tej chwili sześć łóżek mamy zajętych. A ile wolnych? Nie mamy w tej chwili wolnego łóżka na oddziale intensywnej terapii - tłumaczy Alicja Krzysicka-Kowalska, pielęgniarka oddziałowa.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Wszystkich łóżek dla chorych na COVID-19 jest siedem. Pielęgniarka powiedziała jednak, że nie ma więcej wolnych, bo siódme było już zarezerwowane dla osoby, która jechała w momencie nagrania do szpitala. W trakcie transportu zmarła.
W szpitalu MSWiA w Warszawie też widać lawinowy wzrost krytycznych przypadków. - Ta liczba urosła dosłownie w ciągu tygodnia. (...) Widzimy bardzo dużą dynamikę, w tej chwili mamy rekord, jeżeli chodzi o liczbę terapii ECMO - informuje prof. Piotr Suwalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie. We wtorek w szpitalu MSWiA do ECMO było podpiętych aż trzynastu chorych. Został im jeden wolny aparat ECMO.
W innych ośrodkach nie jest lepiej. Ilu z tych ludzi podpiętych do ECMO uda się uratować? Lekarze odpowiadają szczerze: nie wiemy.
ECMO to urządzenie, które nie leczy - ono tylko pozwala organizmowi odzyskać minimum sił. Dostarcza tlen do krwi, dając wytchnienie zniszczonym przez koronawirusa płucom. To ostatnia deska ratunku.
- Nawet jeżeli będzie to połowa pacjentów, nawet jeżeli to będzie 40 procent, a 60 procent się nie uda, to alternatywą jest śmierć. ECMO wszczepiamy, kiedy tych pacjentów czeka pewna śmierć - opisuje prof. Piotr Knapik z oddziału intensywnej terapii w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu.
Koronawirus dopada coraz młodszych
Najgorsze jest to, że coraz młodsi pacjenci to ci, których czeka prawie pewna śmierć.
- To są pacjenci stosunkowo młodzi, praktycznie wiek żadnego z nich nie przekracza 50 lat. Pacjenci nie mają poważniejszych schorzeń towarzyszących - mówi prof. Piotr Knapik.
Mariusz Suszka z Lublińca ma 49 lat. Zakaził się w listopadzie. Szybko okazało się, że sytuacja jest beznadziejna. Jarosław Dziędzioł też ma 49 lat. Pochodzi z okolic Tychów. Jego historia jest bardzo podobna. Obydwaj zostali podpięci do ECMO i przeżyli.
- Ostatnim znanym obrazem w mojej głowie to aparat tlenowy - wspomina Mariusz Suszka. - W ogóle nie miałem świadomości, po prostu spałem - opowiada Jarosław Dziędzioł.
Poznali się dopiero w trakcie rehabilitacji. Znajomość i ocalenie uczcili łykiem piwa bezalkoholowego. Teraz trzymają kciuki za tych, którzy wciąż leżą na oddziałach, i za tych, którzy im towarzyszą w walce o życie.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24