11 kwietnia to Światowy Dzień Choroby Parkinsona. Lekarze obawiają się, że teraz przyczyną zachorowania może być też COVID-19, a zaczynają chorować coraz młodsi. Kłopot w tym, że efekty leczenia są tym lepsze, im szybciej postawiona jest właściwa diagnoza, a niestety często chorzy czekają na nią zbyt długo.
Choroba Parkinsona oznacza codzienną walkę, a to, by o niej szczerze o mówić, wymaga odwagi. Bo zewnętrzne objawy często spychają na margines. - Policjanci mnie kiedyś skontrolowali alkomatem. Ktoś doniósł, że ja mogę być w stanie wskazującym. Dmuchnąłem, nic nie miałem. Powiedzieli, że będą mnie obserwować. Przez kolejne trzy dni jeździli za mną i mnie kontrolowali - opowiada Wojciech Budny. - Przecież sobie nie napiszę na czole: mam parkinsona - dodaje.
Pan Wojciech zachorował, mając 45 lat. Leczenie mogło się zacząć wcześniej, gdyby nie błędne diagnozy. - Lekarz rodzinny polecił mi po prostu wieczorem sobie szklaneczkę whisky wypić przed snem, bo przecież nie wyśle mnie na tomograf, który kosztuje pięć tysięcy złotych - mówi pan Wojciech.
Objawy, takie jak drżenie, to oznaka, że komórek produkujących dopaminę w mózgu ubywa już od kilkunastu lat. Przyczyną może być zanieczyszczenie środowiska. Niepokoi też pojawienie się COVID-19. - Są takie przypuszczenia, że ten wirus może w przyszłości spowodować pojawienie się większej liczby chorych z chorobą Parkinsona. Znamy taką postać pośpiączkowego, pozapalnego parkinsonizmu, który się pojawił w latach dwudziestych XX wieku po epidemii hiszpanki - mówi profesor Jarosław Sławek ze Szpitala św. Wojciecha COPERNICUS w Gdańsku.
Codzienny dramat
Pan Andrzej mierzy się z parkinsonem od jedenastu lat. Specjalna pompa podaje mu lek. To pomaga w ogóle stanąć na nogi. - Wszystko znika. Czas - długi okres przyszłości, liczony w latach - skraca się do jutra - mówi pan Andrzej Kosecki.
Wojciech Budny musiał zrezygnować z pracy. Otworzył sklep z płytami, by zarabiać na leki. Co roku podobną diagnozę jak on słyszy osiem tysięcy osób. Wtedy zaczyna się ich walka. - Jeśli są to znajomi, którzy nie wiedzieli, co mi dolega, i widzieli mnie po raz pierwszy, to widzę, że zszokowani są. Bo ja mógłbym się zaszyć w domu i po prostu nigdzie nie wychodzić, ale to chyba nie o to chodzi - przekonuje pan Wojciech.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN