Śledczy z Ukrainy dokumentują i opisują przypadki zbrodni wojennych popełnionych przez Rosjan. Zbierają między innymi materiał biologiczny, ślady linii papilarnych, ale także rozmawiają ze świadkami. W całej Ukrainie tylko policja prowadzi ponad osiem tysięcy śledztw. Setki z nich to sprawy gwałtów.
W miłej okolicy, w ładnym lesie - tak wyglądało jedno z ukraińskich osiedli. Teraz z tej podmiejskiej oazy spokoju są tylko gruzy.
- Nic nie zostało, nie ma kuchni, nie ma mieszkania, nie ma domu. Nic nie ma - mówi przeszukując gruzy jeden z Ukraińców.
Rosjanie w każdym miejscu, gdzie byli, zostawili za sobą zniszczenie i śmierć, choć ludzie pisali na płotach hasła, że w domu są dzieci.
Teraz Ukraińcy oznaczają miejsca, gdzie ktoś zginął.
- Ludzie byli w piwnicy, nie chcieli otwierać rosyjskim żołnierzom, a oni wrzucili tam gaz łzawiący. Ludzie wtedy otworzyli i wyskoczyli. Igor wybiegł pierwszy, rozstrzelali go. Miał 14 lat. Rozstrzelali go - opowiada jedna z Ukrainek.
Zbrodnie, które nie mieszczą się w głowie, próbują zbadać ukraińscy śledczy.
- Chcemy ustalić personalia każdego rosyjskiego żołnierza, który przyszedł tu z bronią i sprowadził nieszczęście na nasz kraj - mówi Artur Dobrosierdow z wydziału śledczego ukraińskiej policji.
Jak wygląda dokumentowanie zbrodni?
To, co zapisze się na kartach historii, najpierw muszą udokumentować ukraińscy śledczy. Ściągnęli do pomocy również śledczych z innych regionów Ukrainy. Szukają dowodów, rozmawiają ze świadkami, a każda rozmowa to kolejne świadectwo.
- Rosjanie przyszli do domu, w którego piwnicy chowali się nasi sąsiedzi. Zaczęli strzelać z automatów w podłogę, kule latały między nimi. Na szczęście nikt z sąsiadów nie zginął - opowiada jeden z Ukraińców.
W całej Ukrainie tylko policja prowadzi ponad osiem tysięcy śledztw, z czego dwa i pół tysiąca w samym obwodzie kijowskim. Setki z nich to sprawy gwałtów, ale może ich być znacznie więcej, bo o tym, co przeszły - jeżeli w ogóle to przeżyły - kobiety mówić nie chcą.
- Moja siostra mieszka w Buczy. Na przeciwko niej był dom, dwa piętra zniszczone bombą, a na pierwszym byli oni. Rosjanie przywozili tam sobie kobiety i się nad nimi znęcali. Siostra słyszała ich krzyki - opowiada jedna z Ukrainek.
Ukraińcy wierzą, że rosyjskie zbrodnie uda się kiedyś rozliczyć.
- Zbieramy materiał biologiczny, ślady linii papilarnych. Zrobimy wszystko, żeby ich zidentyfikować. Zbierzemy dowody i przekażemy je dalej. Mamy nadzieję, że osądzą ich międzynarodowe trybunały - mówi Artur Dobrosierdow, z wydziału śledczego ukraińskiej policji.
Jednak żaden wyrok nie wymaże z pamięci ludzi tego, co przeszli. - Niech cały świat zobaczy te obrazy, to wszystko, co tu się stało. Niech nie dopuszczą, by to się powtórzyło - apeluje jedna z Ukrainek.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN