Pan Stefan Pachulczak ze Świnoujścia od prawie 5 lat walczył o to, żeby nie stracić mieszkania, które kupił. Groziła mu eksmisja po tym, jak deweloper ogłosił upadłość. W marcu ubiegłego roku ostatecznie mężczyzna wywalczył akt notarialny i to miał być szczęśliwy finał tej historii. Niestety, syndyk zażądał zapłaty za "bezumowne użytkowanie lokalu" od września 2014 roku. Sąd w Świnoujściu odrzucił roszczenia syndyka. To jednak niekoniecznie koniec problemów, bo orzeczenie nie jest prawomocne.
Wygrał, ale na jego twarzy bardziej widać zmęczenie niż radość, bo to kolejny rok i kolejny proces. - Cieszę się z tego, co jest na dzień dzisiejszy. Jest to zdecydowana ulga - mówi pan Stefan Pachulczak.
Ulga, bo pan Stefan nie musi syndykowi płacić prawie 50 tysięcy złotych. Taką decyzję podjął sąd w Świnoujściu.
- Nałożenie na pana pozwanego obowiązku zapłaty tej kwoty stanowiłoby naruszenie zasad współżycia społecznego. (...) Pan pozwany został poszkodowany okolicznościami, za które odpowiedzialności nie ponosi - stwierdził sędzia Mariusz Grobelny z Sądu Rejonowego w Świnoujściu.
Syndyk domagał się pieniędzy za to, że ojciec niepełnosprawnego intelektualnie syna rzekomo użytkował mieszkanie przez prawie 5 lat bez umowy.
Kwestia czynszu
Michał Jaworski, pełnomocnik Stefana Pachulczaka, tłumaczy, że syndyk stwierdził, że pan Stefan powinien był płacić kwotę "czynszu miesięcznego tak jak na rynku najmu".
Pan Stefan nie płacił za wynajem, tylko za czynsz, bo od początku twierdził, że to on jest właścicielem mieszkania. Kupił je za prawie 200 tysięcy złotych w 2011 roku. Dostał klucze, ale nie dostał aktu notarialnego. Trzy lata później deweloper ogłosił upadłość i wtedy zaczęły się problemy. Ojcu z niepełnosprawnym intelektualnie synem groziła eksmisja.
- Cztery, być może pięć lat koszmarów, stresów - mówi pan Stefan. Tyle lat trwała jego walka przed sądami.
Najpierw sąd orzekł, że pan Stefan ma "opróżnić mieszkanie". Dopiero w marcu ubiegłego roku sąd ostatecznie zdecydował o wyodrębnieniu mieszkania pana Stefana z masy upadłościowej.
- Udało się uzyskać zgodę rady wierzycieli. To jest taki przełomowy moment na to, żeby pan Stefan uzyskał prawo własności mieszkania. Uzyskał prawo własności do tego lokalu, i wydaje się, że to jest "happy end" - mówi adwokat Michał Jaworski. Wtedy jednak do akcji ponownie wkroczył syndyk.
Nieprawomocny wyrok
Co do zasady syndyk miał prawo domagać się zapłaty za bezumowne korzystanie z lokalu, ale zdaniem sądu nie udowodnił, dlaczego wyliczył akurat taką kwotę.
- Nieuprawnianym jest tutaj obciążanie i przedstawianie samego syndyka jako krwiopijcy - zastrzegł sędzia Mariusz Grobelny, wydając wyrok.
Orzeczenie nie jest prawomocne. Pan Stefan obawia się, że zamiast poświęcić czas synowi, będzie musiał po raz kolejny przygotować się do starcia z syndykiem przed sądem. Syndyk komentarza odmówił.
- Trudno, żebym się cieszył, hasał i bawił z nim, jak się ma na głowie taki ciężar, jak ma się takie obciążenia psychiczne - wyznaje pan Stefan.
Autor: Marta Kolbus / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24