W komunikatach służb widać skalę dramatu. W historiach konkretnych ludzi - jego bezmiar. Mosty można odbudować, domy - wyremontować. Na nowe marzenia na razie za wcześnie.
- Wszystkie nasze marzenia po prostu wypłynęły stąd, zostały zniszczone - mówi Ewelina Wilda, właścicielka salonu barberskiego w Kłodzku. - Wszystko zabrała woda. Te meble, które były tutaj przy ścianie. Wszystko wyleciało po prostu tą dziurą - opisuje.
- Wszystko jest zalane. Woda była po sufit - opowiada Ewelina Koremba, właścicielka sklepu w Kłodzku. Na taki widok nie da się przygotować. - To jest sklep prowadzony od trzech pokoleń, przez moją babcię, tatę, a teraz mnie. Wybiło nam witrynę. Wszystko jest zniszczone - dodaje.
- Wszystko poszło. Myśleliśmy, że chociaż w środku coś jest, a tam nawet ściany nie ma. Nic - mówi pani Marzanna, właścicielka sklepu odzieżowego w Kłodzku.
Pani Ewelina Wilda wspólnie z koleżanką od ponad pięciu lat prowadziła salon barberski. - Córka do mnie zadzwoniła: "mamo, woda zeszła, jestem pod salonem, przyjedź". To po prostu złapałam, co mogłam, i jesteśmy, patrzymy, zbieramy. Nie da się tego opisać po prostu. Jest ciężko - opowiada Ewelina Wilda.
Z taką samą sytuacją panie Monika i Justyna muszą od rana mierzyć się w Cieszynie, gdzie prowadzą wspólnie sklep. Również od pięciu lat.
- Masa błota, mułu. Straż nam nie mogła wypompować wody, bo za dużo mułu mieliśmy w sklepie. Tak że wszystko same własnymi rękoma to robiłyśmy - relacjonuje Justyna Kiepura, współwłaścicielka sklepu odzieżowego w Cieszynie.
Woda pojawiła się zbyt szybko i było jej za dużo
Pan Wojtek też próbował ratować co się da, ale woda pojawiła się zbyt szybko i było jej za dużo.
- Dom do remontu. Co więcej, wszystkie meble, podłogi, kafelki - wszystko do wyrzucenia - opisuje pan Antoni, mieszkaniec Siedlęcin.
To emocje, które wypełniają dziś tysiące polskich domów. Pan Antoni mieszka w Siedlęcinie w okolicy Jeleniej Góry, gdzie wylała rzeka Bóbr. On przed falą schronił się u sąsiadów. - Kupiłem piec za 40 tysięcy, nawet go nie rozpaliłem. Do wyrzucenia - mówi pan Antoni.
- Ja się bałam. Wczoraj się modliłam i płakałam - opowiada Teresa Stokłosińska, mieszkanka Czechowic-Dziedzic. Rano panią Teresę strażacy ewakuowali amfibią. Nie wie, kiedy będzie mogła wrócić do domu.
- Dalej nie mam w ogóle dojścia do salonu - mówi Marta Woźniak, właścicielka salonu urody w Głuchołazach, miasta całkowicie zalanego. - Nie będę ryzykowała zdrowia i życia, żeby tam się dostać, ale z tego, co mi wiadomo od sąsiadów, którzy mieszkają na górze, był zalany pod sam sufit - mówi. We wtorek spróbuje tam podejść jeszcze raz.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24