Nagranie opublikowane w środę na portalu tvn24.pl i pokazane w "Faktach" TVN wywołało burzę, bo pokazało przerażającą sytuację, która wcale nie musi być wyjątkiem - radomski szpital nie chciał przyjąć pacjentki z podejrzeniem udaru. W tej sprawie jest już reakcja prokuratury.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Nagranie pokazane w środowych "Faktach", do którego dotarł portal tvn24.pl, poruszyło środowisko ratowników medycznych, bo nikt nie chciałby bezradnie czekać w karetce z pacjentką z udarem, której z każdą minutą kończy się czas na skuteczną terapię.
- Pandemia nie może spowodować sytuacji, że pacjenci w stanie nagłego zagrożenia życia lub zdrowia będą mieli zwlekaną terapię tylko i wyłącznie ze względu na to, że ktoś się obawia transmisji (koronawirsua SARS-CoV-2 - przyp. red.) - ocenia Bartłomiej Zimoch, prezes Stowarzyszenia Ratowników Medycznych Pomorza Zachodniego.
Szpital w Radomiu przyjął pacjentkę dopiero po trzech godzinach, po nakazie od wojewódzkiego koordynatora ratownictwa medycznego. Pacjentka zmarła po dwóch dniach.
Dramatyczne nagranie jako pierwszy usłyszał dziennikarz portalu tvn24.pl Szymon Jadczak. - Czasami brakuje takich ludzkich odruchów, niestety - komentuje.
- Dyspozytor w pewnym momencie, według moich informacji, pytał "czy już jesteście wolni, bo mam dla was inne zgłoszenie". To jest naprawdę duża nieodpowiedzialność, bo przez to, że nie zaopiekowano się tą jedną kobietą, to też ktoś inny mógł w tym czasie nie otrzymać pomocy - zauważa dziennikarz portalu tvn24.pl.
Głos zabiera ministerstwo
Ministerstwo zapowiada, że przyjrzy się sprawie i jeśli został popełniony błąd, zostaną wyciągnięte konsekwencje.
- Musimy obsługiwać pacjentów z każdym schorzeniem. Dzisiaj COVID-19 nie jest jedynym schorzeniem, na które chorują ludzie - podkreśla Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ministerstwa zdrowia.
Dla lekarza, który decydował w sprawie zmarłej pacjentki, to tak oczywiste nie było. Kobieta miała ujemny wynik testu na koronawirusa, ale mieszkała w zakładzie opiekuńczo-leczniczym, w którym trwa kwarantanna z powodu SARS-CoV-2. W szpitalu jednoimiennym, a do takiego przywieziono pacjentkę, to nie powinien być jednak żaden problem.
- Pomimo wyniku ujemnego, taki pacjent może stać się za dwa-trzy dni dodatni, więc kompletnie nie rozumiem tej sytuacji, która miała miejsce i uważam ją za absolutnie tragiczną - mówi doktor Joanna Jursa-Kulesza, kierownik Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego.
Śledztwo
Nie czekając na zawiadomienie z pogotowia ratunkowego, prokuratura w Radomiu wszczęła w tej sprawie śledztwo z urzędu.
- W związku z odmową niezwłocznego przyjęcia tej pacjentki 18 kwietnia tego roku na oddział szpitalny i w związku z tym nieudzielania niezwłocznej pomocy, a przez to doprowadzenie nieumyślnie do skutków w postaci śmierci tej pacjentki - tłumaczy powód wszczęcia śledztwa Beata Galas z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Własne dochodzenie prowadzi też urząd wojewódzki.
- Pomoc w zagrożeniu życia, niezależnie nawet od tego, w jakiej jesteśmy teraz sytuacji, pomoc w zagrożeniu powinna być udzielona natychmiastowo - podkreśla Ewa Filipowicz z Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie.
Będzie też śledztwo w Ostrowcu Świętokrzyskim. Tam lekarka SOR-u przez trzy godziny nie chciała przyjąć pacjentki z problemami kardiologicznymi.
- Jest to generalnie przestępstwo związane z narażeniem człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach. Dodaje, że grozi za to nawet do pięciu lat pozbawienia wolności.
Pacjentka z Ostrowca Świętokrzyskiego zmarła po trzech dniach.
Przyczyny śmierci w obu przypadkach ma wyjaśnić sekcja zwłok.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24