Odgrywające ważną rolę w walce z epidemią COVID-19 sanepidy będą od tej pory odciążone z części biurokracji. Państwowa Inspekcja Sanitarna sprawdza jednocześnie, czy ich dane o rozwoju epidemii są poprawne. Wszystko dlatego, że nastoletni twórca bazy danych o zakażeniach koronawirusem w Polsce dostrzegł różnice między danymi zbiorczymi podawanymi dla niektórych województw a publicznie dostępnymi danymi z powiatowych sanepidów.
Pracownikom sanepidu w całej Polsce w pracy będzie pomagał system SEPIS, który sam zarejestruje chorego i sam zadzwoni do wskazanych osób z komunikatem o kwarantannie.
Zmiany dotyczą też telefonu do sanepidu. Na wszystkie pytania odpowiedzi można będzie teraz szukać na ogólnopolskiej infolinii pod numerem telefonu 22 25 00 115.
- Stacje powiatowe nie muszą już wykonywać tej żmudnej papierkowej pracy. Przy takiej dużej ilości wyników, które w tej chwili mamy, nie muszą już wydawać decyzji papierowych - tłumaczy Wiesława Kostuj, rzeczniczka prasowa Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Sanepidy mają też inne problemy: brakuje pracowników, a ci, którzy są, są przepracowani. Stąd pomyłki i opóźnienia. Od wiosny rząd nie zreformował inspekcji sanitarnej.
- W mojej opinii, jako osoby, która nie pracuje w inspekcji sanitarnej, ale ściśle współpracuje z wieloma placówkami, uważam, że ten czas został źle wykorzystany, żeby nie powiedzieć zmarnowany, dlatego że jakieś próby zostały podjęte, ale efekty tych działań są mizerne - komentuje dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. pandemii COVID-19.
Mówił o tym sam główny inspektor sanitarny. "Sanepid ma twarz starszej, zmęczonej kobiety" - przyznał Jarosław Pinkas w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej".
Kontrola po wpisie nastolatka
Maturzysta Michał Rogalski stworzył bazę danych o epidemii COVID-19 w Polsce i codziennie ją aktualizuje. Na jego dane powoływał się premier. Analizując raporty powiatowych sanepidów, obliczył, że Ministerstwo Zdrowia opublikowało zaniżoną o co najmniej osiemnaście tysięcy liczbę zakażeń z Mazowsza i Śląska. Danych z innych województw nie porównał, bo nie zostały w nich upublicznione pełne raporty z powiatów.
- Problem może być ogólnopolski. Tak jak sprawa jest na Mazowszu i na Śląsku, może się okazać, że trzeba to sprawdzić we wszystkich województwach, bo we wszystkich województwach mogą być "rozjazdy" - ocenia Michał Rogalski.
Minister zdrowia po internetowym wpisie nastolatka zarządził kontrolę.
- Do środy ma być oświadczenie ministra Jarosława Pinkasa, głównego inspektora sanitarnego, czy rzeczywiście te błędy zaistniały, a jeżeli zaistniały, to jaki jest sposób rozwiązania - oświadczył Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.
W Głównym Inspektoracie Sanitarnym urzędnicy sprawdzają, skąd się wzięły błędy i po trzech dniach sprawdzania jeszcze tego nie wiedzą.
- Dlatego, że mówimy o setkach tysięcy rekordów, setkach tysięcy PESEL-i, badań - tłumaczy Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Profesor Włodzimierz Gut, który doradza głównemu inspektorowi sanitarnemu, nie jest zdziwiony bałaganem w raportowaniu liczby zakażeń. - To się zdarza na całym świecie z powodu Excela. W Anglii zgubiono parę tysięcy, które potem się znalazły, zmieniając zresztą całą dynamikę zakażenia - podkreślił wirusolog.
Sanepidy są systemem nerwowym całej służby epidemiologicznej. Bez ich skutecznego wparcia wygranie z pandemią będzie trudne.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24