Instytut Rodziny i Demografii ma kosztować 30 milionów złotych rocznie. Ma zajmować się dzietnością, ale posłów opozycji zastanawiają w projekcie uprawnienia prokuratorskie prezesa instytutu oraz gromadzenie wrażliwych danych medycznych obywateli. W Polsce w wielu miejscach odbyły się protesty przeciwko powołaniu Instytutu Rodziny i Demografii oraz dalszemu zaostrzaniu dostępu do aborcji.
Kolejny raz na ulice i place polskich miast wyszły protesty przeciw kolejnym pomysłom rządu Prawa i Sprawiedliwości, które mogą jeszcze bardziej skomplikować życie kobiet. - Zastanawia mnie nienawiść. Nienawiść do polskich kobiet. Ja tego nie potrafię zrozumieć. Czym jest powodowana? - zastanawia się jedna z protestujących.
Ich życie - także to intymne - ma kontrolować Instytut Rodziny i Demografii, za którego projektem stoi 30-osobowa grupa posłów PiS. - Rodzina i małżeństwo, rodzicielstwo i macierzyństwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej - wyjaśniał w Sejmie Bartłomiej Wróblewski z PiS.
- Ważnym jest, by upowszechniać dobrej jakości wiedzę na temat fundamentalnego znaczenia małżeństwa i rodzicielstwa dla społeczeństwa - mówiła Dominika Chorosińska z PiS.
O małżeństwo i rodzicielstwo mają zadbać niemal ci sami posłowie, którzy w 2020 roku podpisali się pod wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. W efekcie - aborcja została praktycznie zakazana. - Koszmar, który tworzy kolejne narzędzia do kontroli życia Polek, Polaków. Do wchodzenia z butami w ich życie. Tak jak to zrobiliście, zakazując aborcji - uznała Monika Rosa z Nowoczesnej.
- W połączeniu z rejestrem ciąż to będzie prawdziwy młot na prawa kobiet, na wolności obywatelskie i faktyczne dobro rodziny - oceniła Hanna Gill-Piątek z Polski 2050.
30 milionów rocznie
Celem Instytutu ma być zahamowanie spadku liczby urodzeń w Polsce. Jak to osiągnąć? Jak się okazuje: poprzez gromadzenie danych, także wrażliwych, na temat konkretnych osób i rodzin. Chodzi także o dokumentację medyczną. RODO nie stałoby na przeszkodzie. - Zbieranie informacji na temat najbardziej intymnych spraw dotyczących antykoncepcji, ciąż, aborcji. Na przykład aborcji za granicą - wylicza Wanda Nowicka z Nowej Lewicy.
- Kierunek, jeżeli chodzi o samą ideę powołania instytutu, jest słuszny. Natomiast zawsze diabeł tkwi w szczegółach - uważa Marek Ast z PiS.
Jeden konkretny szczegół może i faktycznie budzi niepokój. To rozbudowane kompetencje prezesa Instytutu Rodziny i Demografii. - Jedną z funkcji prezesa Instytutu jest bycie rzecznikiem praw rodziny i będzie miał analogiczne kompetencje, jak mają inni rzecznicy, to znaczy uczestnictwa w procesach cywilnych - wyjaśnia Bartłomiej Wróblewski.
Z projektu ustawy wprost wynika, że prezes Instytutu będzie mógł uczestniczyć w postępowaniach na prawach przysługujących prokuratorowi. - Taki prezes będzie mógł dołączyć do postępowań rozwodowych, do jakichś spraw rodzinnych. To jest taka chęć realizowania bardzo konkretnego modelu pożycia społecznego i rodziny, tak jak sobie wyobraża Tadeusz Rydzyk - alarmuje Adam Szłapka z Nowoczesnej.
Koszt działalności Instytutu ma wynieść 30 milionów złotych rocznie.
Autor: Jacek Tacik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24