Jeszcze trzy dni i chłopcy będą mogli opuścić szpital. Dzikie Dziki i ich trener czują się coraz lepiej. Na tyle dobrze, że mogą poznać kolejne szczegóły akcji ratunkowej. Także dramatyczne. Członkowie tej wyjątkowej ekipy nurków wyznają, że nie mogli dać po sobie poznać, że liczą się z tym, iż w akcji może zginąć nawet pięciu chłopców.
Uratowani z jaskini Tham Luang chłopcy w szpitalu są prawie od tygodnia, ale dopiero teraz dowiedzieli się o śmierci tajlandzkiego nurka. Lekarze zdecydowali, że są już na to gotowi.
- Wszyscy płakali i złożyli kondolencje, pisząc wiadomości na rysunku porucznika komandora Samana Kunana. Podziękowali mu i obiecali, że będą dobrymi chłopcami - opisuje ich reakcję Jedsada Chokdamronguk, sekretarz tajlandzkiego ministerstwa zdrowia.
Chłopcy pozostaną w szpitalu jeszcze przez trzy dni. Czuwa nad nimi służba medyczna i psycholog.
Wydarzenia z jaskini przeżywają także nurkowie i ratownicy. Dziś przyznają, że nie mieli pewności, czy dzieci przeżyją.
- W którymś momencie burmistrz zapytał mnie "jakie są szanse na sukces?". Powiedziałem, że 60 albo 70 procent. Trzech, czterech, a może nawet pięciu chłopców może umrzeć - wspomina major Charles Hodges, dowódca amerykańskich nurków w Tajlandii.
Wspomnienia nurków
Droga w jaskini była podzielona na części. Brytyjczyk Jason Mallinson przekazywał chłopców Amerykanom. Wcześniej ten scenariusz ćwiczyli na basenie z uczniami pobliskiej szkoły.
- Był taki bardzo wąski odcinek, przez który nie udawało mi się przecisnąć chłopca. Ja sam też nie mogłem się zmieścić. Próbowaliśmy kilka razy. Tkwiliśmy tam przez jakiś czas, co było bardzo zniechęcające - relacjonuje przebieg akcji Mallinson. - Każde mocne obtarcie o skały wiązało się z ryzykiem uszkodzenia maski. Wtedy woda mogłaby się do niej dostać i skończyłoby się tragedią. Dlatego musieliśmy wszystko robić bardzo powoli - opowiada.
Inny brytyjski nurek, Tim Acton, był jednym z tych, którzy wyciągali z jaskini ostatnią grupę chłopców wraz z ich trenerem. - Najbardziej uderzył mnie moment, w którym byliśmy już na zewnątrz. Spojrzałem na chłopca w masce tlenowej i myślę sobie, że on ma tylko 11 lat. Moja córka ma 10. Popłakałem się - wspomina dramatyczne chwile Acton.
Tajlandczycy modlą się i dziękują
Jaskinia pozostaje zamknięta. Dziś modlą się przed nią buddyjscy mnisi.
- To prośba o wybaczenie do duchów tego lasu i góry, a także do wszystkich aniołów i świętych, którzy strzegą jaskini Tham Luang i pobliskiego miasta - tłumaczy powody modlitwy Nipon Auyichai, ekspert do spraw kultury i tradycji w Tajlandii.
Akcja ratunkowa w jaskini to gotowy scenariusz na film. Jego powstanie było pewne niemal od początku, a w Hollywood już trwają przygotowania.
Autor: Sylwia Piestrzyńska / Źródło: Fakty po południu