Żałoba w kopalni Murcki-Staszic. Trzej górnicy nie żyją, sześciu jest rannych. Jak mówią świadkowie - ten wstrząs był jak trzęsienie ziemi. Wysoki na cztery metry górniczy chodnik został niemal całkowicie zmiażdżony.
Dla górników, którzy przeżyli, najtrudniejsze były pierwsze minuty po wstrząsie.
- Niesamowita siła, dostaje się po prostu uderzenie od spodu i nogi łamie i później zależy, kto na co wpadnie i ile ma szczęścia - mówi Michał Patalong, poszkodowany górnik.
Chodnik, w którym pracowało 9 górników, miał ponad 4 metry wysokości. Po tąpnięciu, żeby dostać się w rejon gdzie doszło do wypadku, ratownicy musieli przedzierać się na kolanach.
- Próbowałem (- wyjść o własnych siłach - przyp. red.), ale nie dało rady - mówi Mariusz Reguła, poszkodowany górnik.
- Cały czas miałem kontakt z kolegami, tylko że wszyscy byli unieruchomieni, bo albo nogi połamane, albo przygniecenie, także kontakt mieliśmy ze sobą - dodaje Michał Patalong, poszkodowany górnik.
Pan Michał i Pan Mariusz zdawali sobie sprawę, że bez pomocy ratowników nie wydostaną się z zasypanego chodnika. Górnicy mieli także świadomość, że z każdą minutą będzie im się coraz trudniej oddychało.
- Podobno ratownicy byli niedaleko, byli w rejonie. Także chodnika całego na szczęście nie zasypało, mieli dojście do nas - mówi Michał Patalong, poszkodowany górnik.
Trójce nie udało się pomóc
Po dotarciu do miejsca, gdzie doszło do katastrofy okazało się, że trzem pracownikom nie uda się już pomoc. Pozostała szóstka po wyjeździe na powierzchnię natychmiast trafiła do szpitali. W przypadku dwóch górników urazy są poważne.
- Obydwaj odnieśli bardzo złożone i bardzo skomplikowane obrażenia kończyn dolnych, dlatego przewidujemy, że czas operacji będzie długi - podaje prof. Damian Kusz, ordynator Oddziału Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu szpitala w Katowicach Ochojcu.
"Rejon był dosyć spokojny"
Epicentrum wstrząsu było 250 metrów od miejsca, w którym znajdowała się załoga.
- Wcześniej w tym rejonie, w ostatnich kilkunastu tygodniach, nie było żadnych wstrząsów. Mieliśmy wstrząsy na kopalni Staszic, ale w innym rejonie, ten rejon był dosyć spokojny - mówi Piotr Bojarski, wiceprezes ds. produkcji Polskiej Grupy Górniczej.
Jak zatem doszło do katastrofy - wyjaśni teraz komisja Wyższego Urzędu Górniczego. Eksperci mają już pierwsze wnioski.
- Prawdopodobną przyczyną, tą wstępnie ustaloną, są zaszłości eksploatacyjne sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Na pewno nie była to działalność bieżąca związana z wydobyciem - mówi Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej.
Te ustalenia ma potwierdzić wizja lokalna. Jeśli będzie to bezpieczne, zostanie ona przeprowadzona jeszcze w tym tygodniu.
Autor: Robert Jałocha / Źródło: Fakty TVN