Żałoba narodowa się skończyła, ale Grecy wciąż nie mogą się otrząsnąć po tragedii. Liczba ofiar i zaginionych wciąż rośnie. Służby przeczesują wybrzeże, szukając tych, którzy w wodzie próbowali schronić się przed ogniem. Ale morze okazało się śmiertelną pułapką.
Ratownicy, wojskowi i straż przybrzeżna przeszukują linię brzegową wokół Mati, sądząc, że wiele osób - uciekając przed płomieniami - mogło spaść z klifów do wody i utonąć. Morze przeszukiwane jest również z powietrza, a jednocześnie 300 ratowników razem z ochotnikami przeczesuje pogorzelisko. Sądzą, że nadal kilkadziesiąt osób może znajdować się w zgliszczach.
Ponad 25 osób uznano za zaginione, a liczba ofiar rośnie z każdym dniem.
"Ludzie byli w szoku"
- Ludzie byli w szoku. Uciekali w panice przed ogniem. Był gęsty dym. Myśleli, że skaczą do morza, a rozbijali się o klify. Inni tonęli, bo były silne fale - mówi Konstantina Halani z greckiego Czerwonego Krzyża.
Krewni ofiar proszeni są o przesyłanie próbek krwi do Aten, gdzie trwa identyfikacja zwłok, gdyż tylko dzięki badaniom DNA uda się rozpoznać niektóre z nich. Premier Aleksis Cipras przestrzega rodaków, by mieli się na baczności, gdyż - według niego - podpalacze mogą zaatakować po raz kolejny.
Autor: Konrad Borusiewicz / Źródło: Fakty TVN