Niebezpiecznie jest na stokach, gdy narciarze ignorują pracujące ratraki, gdy jeżdżą w nocy, łamią prawo, kłócą się z operatorami, przeszkadzają im w pracy i narażają swoje życie. Przed ostatnim etapem ferii - apel o rozsądek.
W nocy, kiedy na stoku pracują ratraki, przymocowywana jest do nich stalowa lina o długości nawet kilometra. Na stoku tak potrafi się ułożyć, że jej zauważenie jest praktycznie niemożliwe. Często chowa się pod śniegiem. Niebezpiecznie robi się, gdy maszyna rusza.
- Lina naprężona potrafi zabić, zabić narciarza. Tutaj nie tylko chodzi o nas, o moje nerwy, to druga strona medalu, ale chodzi głownie o ich życie - tłumaczy Sebastian Buczek, operator ratraka. - W pewnym momencie, jak jest napięta, może nawet głowę obciąć - dodaje.
Rozjeżdżona trasa
To ryzyko przez wielu narciarzy jest jednak bagatelizowane. Chociaż to nielegalne, to co wieczór, na trasy prowadzące w kierunku Skrzycznego, rusza kilkadziesiąt osób. - Nie jestem świadomy takich przepisów - mówi jeden z narciarzy złapanych na gorącym uczynku.
Jeśli idą po stoku, po którym poruszają się też ratraki, to nawet powolne podchodzenie może być niebezpieczne. Na nagraniach z kamer w ratrakach widać, jak łatwo kogoś nie zauważyć - jak w sytuacji, kiedy postać człowieka nagle wyłania się z mroku przed jadącym pojazdem.
- Ludzie powinni mieć jednak świadomość, że jest to raz: igranie własnym życiem i zdrowiem; dwa: jest to jednak brak szacunku dla pracy innych osób - mówi Tomasz Laszczak ze Szczyrk Ski Patrol.
Operatorzy ratraków skarżą się, że narciarze, którzy wychodzą po zmroku w góry, tak rozjeżdżają przygotowane trasy, że po pracy ratraka nie ma śladu.
- Ta trasa po przejechaniu takich 20-30 narciarzy skiturowych wygląda po prostu, jakbym ja w ogóle jej nie przygotowywał - opisuje Sebastian Buczek.
Spór zaostrza się
Po każdej takiej nocy pretensje się mnożą. Spór jest coraz głośniejszy i - jak twierdzą narciarze - czasem nie kończy się tylko na ostrej wymianie zdań.
- Jakiś jeden Słowak się tam rzucał do nich, komuś tam po nartach przejechał - opowiada Jarosław, narciarz skiturowy.
Uwagę narciarzom zwracają nie tylko kierujący ratrakami, ale także poruszające się na nartach i skuterach specjalne patrole.
- Ratrakowy nie zadzwoni na policję i nie poprosi pana ze Szczyrku, żeby przyjechał do nas o na przykład 23:00 w nocy, bo ten pan policjant nawet się nie dostanie do nas - mówi Beata Markiewicz z ośrodka narciarskiego Szczyrk Mountain Resort. Z tego powodu o karaniu kogokolwiek na razie nie ma mowy.
Autor: Robert Jałocha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24