Dla ludzi oszukanych przez reżim Alaksandra Łukaszenki, że bez problemu przejdą przez granicę, odbijanie się od jednych i drugich wojsk i kolejne mroźne noce spędzone na bagnach i w lesie to śmiertelna pułapka. Migranci nie mają do Polski wstępu i nie mają tez odwrotu. Jeden z Syryjczyków mówi reporterowi "Faktów" TVN, że boi się o swoje życie.
- Nie ma wody, nie ma jedzenia. Tylko trochę wody. Nie piłem chyba przez ostatnie 24 godziny, żeby oszczędzać wodę. Nie chcę tu umrzeć - opowiada Hamza, uchodźca z Syrii.
Zanim Hamza znalazł się w pułapce bez wyjścia, między polskim a białoruskim wojskiem, bez wody, jedzenia i ciepłej odzieży, jego życie w obozie Zaatari na granicy jordańsko-syryjskiej wyglądało inaczej. - Wstaję o szóstej rano. Śniadanie. Później odprowadzam dwie córki do szkoły. I idę do pracy. Tu w obozie pomagam organizacjom humanitarnym - opowiadał w 2017 roku Hamza.
Z Syrii, gdzie się urodził, musiał uciekać w styczniu 2013 roku. Z żoną i czwórką małych dzieci. Jego kraj pogrążył się w wojnie domowej. - Miałem dom, mały samochód, miałem wszystko w Syrii. Kiedy dotarliśmy tu, do obozu, zacząłem płakać - wspominał.
Blaszany barak stał się jego domem, a dla jego dzieci - całym światem. Innego po prostu nie znały. W Zaatari - wtedy, w 2017 roku - mieszkało 150 tysięcy osób. Obóz był już miastem.
"Mówię, że wszystko jest dobrze, ale nie jest"
Po ośmiu latach czekania na koniec wojny, która się nie skończyła i na powrót do domu, którego już nie ma, Hamza postanowił zrealizować swoje marzenie. - Gdybym tylko miał możliwość, ruszyłbym do Europy. To moje marzenie, żeby kontynuować studia, mieć wyższe wykształcenie, a także narodowość - mówił w 2017 roku.
Cztery lata później to marzenie przerwały metalowe zasieki na granicy polsko-białoruskiej. Hamza znajduje się zaledwie trzy godziny jazdy samochodem od Warszawy, ale po stronie Białorusi. - Trzy razy próbowałem przekroczyć granicę. Ale za każdym razem Polacy nas wypychali - opowiada.
Temperatura w nocy spada poniżej pięciu stopni Celsjusza. Hamza w lesie spędził już cztery dni. Nie wie, ile jeszcze, bo nie ma odwrotu. - Nie mamy już prawa powrotu na Białoruś. Oni nas pchają do Polski, a Polacy wypychają na Białoruś. Jesteśmy jak piłki w jakiejś grze - tłumaczy.
Żona i dzieci Hamzy zostały w obozie w Jordanii. Dla nich podróż byłaby zbyt niebezpieczna. Umówili się, że jak tyko Hamza dotrze do Niemiec - bo to cel jego podróży - sprowadzi ich do siebie. - Dzwonię do nich. Rozmawiamy. Mówię, że wszystko jest dobrze, ale nie jest - mówi mężczyzna.
Razem z Hamzą - tylko w tym jednym miejscu - jest ponad sto osób. Także dzieci i kobiety w ciąży. Wszyscy uwierzyli, że jak tylko zapłacą, dotrą do celu cali i zdrowi.- Za paszport zapłaciłem ponad 1000 dolarów. Za wizę ponad 1500 dolarów - wylicza Hamza. Pieniądze Hamza razem z rodziną zbierali jeszcze w obozie Zaatari.
Autor: Jacek Tacik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN