Gdzie są dzieci? Dziennikarze OKO.press twierdzą, że dwoje z dzieci, które były widziane w placówce Straży Granicznej w Michałowie, jest już w Niemczech. Ich rodzina miała kolejny raz nielegalnie przekroczyć granicę polsko-białoruską, a potem z powodzeniem udać się do Niemiec. To nie byłaby jedyna grupa migrantów, która nielegalnie dostała się z Białorusi do Niemiec przez Polskę. Rafał Grupiński, poseł Platformy Obywatelskiej, stwierdził, że stan wyjątkowy ma ukrywać nieudolność rządu.
Sprawę dzieci migrantów, które trafiły do Michałowa, a potem miały zostać przez polską Straż Graniczną zawrócone do linii granicy, badali dziennikarze OKO.press. Z ich informacji wynika, że dwoje z tych dzieci ostatecznie trafiło do Niemiec - bo ich rodzina po zawróceniu na Białoruś kolejny raz nielegalnie przekroczyła granicą polsko-białoruską, a potem polsko-niemiecką.
- Ta podróż trwała dwa dni. Teraz ta rodzina znajduje się w Niemczech na obowiązkowej kwarantannie - przekazała Julia Theus, dziennikarka OKO.press.
Zaprzecza temu jednak Straż Graniczna. - Nie mamy takiej informacji, aby jakakolwiek rodzina (migrantów widzianych w Michałowie - przyp. red.) była na terytorium Niemiec - przekazała ppor. Anna Michalska, rzeczniczka prasowa SG.
Granica polsko-białoruska nie jest w stu procentach szczelna, czego dowodem może być opublikowany fragment depeszy Polskiej Agencji Prasowej dotyczący Niemiec.
"W sierpniu 2021 roku na całej granicy polsko-niemieckiej wykryto niemal 474 nielegalnych migrantów. We wrześniu było już ponad 2 tysiące nielegalnych migrantów, z czego około 1,3 tysiąca zatrzymano w Brandenburgii" - możemy przeczytać w depeszy.
- Rząd nas, jeśli chodzi o stan wyjątkowy i kwestię granicy, chroni przed sobą samym. To znaczy przed swoją nieudolnością - ocenił Rafał Grupiński, poseł Platformy Obywatelskiej.
Zatrzymanie dziennikarzy
Niedawno policja zatrzymała niemiecką dziennikarkę, która była w pobliżu granicy z Białorusią z operatorem i polską producentką.
- Wjechaliśmy po prostu przez pomyłkę, zupełnie nieświadomie. Nie było to naszym celem. Kiedy zorientowaliśmy się, że jesteśmy w tej strefie, to natychmiast chcieliśmy ją opuścić - oświadczyła dziennikarka AFP Maja Czarnecka. Jej zdaniem byli tam może 10 minut.
Jak zwrócił uwagę prawnik Patrick Radzimierski, dziennikarze spędzili dobę w celi, a następnego dnia zostali doprowadzeni do sądu w kajdankach. Sąd dziennikarzom wymierzył karę nagany.
Wizyta szefa Frontexu na granicy z Białorusią
We wtorek na konferencji prasowej wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz poinformował, że w poniedziałek "Frontex był obecny na granicy polsko-białoruskiej". Na granicy z Białorusią nie było Frontexu - był tylko dyrektor Frontexu Fabrice Leggeri z oficjalną wizytą, o czym już informowaliśmy.
Maciej Wąsik zapewnia, że Polska ma pełne wsparcie Frontexu i Komisji Europejskiej. Nie oznacza to jednak, że na granicy polsko-białoruskiej Frontex prowadzi obecnie operacje. Bo nie prowadzi, jak potwierdza także Straż Graniczna.
- Ci ludzie dowiedli wielokrotnie, że prawda nie ma dla nich żadnego znaczenia. Trzeba być naprawdę nieskończenie naiwnym, żeby ufać w cokolwiek, co mówią. Przypomnijmy, że pan Wąsik i pan Kamiński w swoim czasie byli skazani przez sąd - zwrócił uwagę eurodeputowany Włodzimierz Cimoszewicz, były premier.
- Mam takie dziwne wrażenia, że jesteśmy karmieni jakąś taką dziwną propagandą, dezinformacją, a tam się rozgrywa tragedia - ocenił Marek Krupiński, dyrektor generalny UNICEF Polska.
Frontex informuje też, że Polska nie zwróciła się nawet o wsparcie w zabezpieczeniu na granicy zagrożonej przez agresywne białoruskie władze. Funkcjonariusze Frontexu są za to na granicy Polski z Ukrainą, gdzie nie ma zjawiska nielegalnej imigracji w tak dużej skali jak na granicy polsko-białoruskiej.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24