Prestiż i pozycja polityczna są nieporównywalne, ale dla portfela nowego prezydenckiego rzecznika to nie jest "dobra zmiana". Błażej Spychalski może zarabiać teraz ponad 10 tysięcy złotych brutto. I mówi, że zarobki w Kancelarii "nie powalają".
Błażej Spychalski u boku prezydenta pracuje od piątku. We wtorek, w piątym dniu pracy jako rzecznik głowy państwa, zdecydował się ocenić swoje nowe zarobki. - Takie są realia pracy w ministerstwach, pracy w Kancelarii Prezydenta. Zarobki rzeczywiście nie powalają - mówił na antenie radia RMF FM.
Spychalski skierował tym samym uwagę mediów na swoje oświadczenie majątkowe sprzed pracy w Pałacu Prezydenckim.
Jego roczne zarobki z czasów pracy dla Zakładu Gospodarki Ciepłowniczej w Tomaszowie Mazowieckim wynosiły prawie 209 tysięcy złotych. Do tego 48 tysięcy z tytułu umowy zlecenia i dieta radnego, która wynosiła ponad 24 tysiące złotych rocznie.
Dodatkowo Błażej Spychalski zarobił ponad 15 tys. złotych z tytułu wynajmowania mieszkania. Wszystko razem wynosi prawie 25 tysięcy złotych brutto na miesiąc.
Obniżka
Nowa pensja rzecznika to ponad 8 tysięcy złotych brutto podstawy i dodatki, które jeszcze nie zostały wyliczone. Poprzednik Spychalskiego - Krzysztof Łapiński - zarabiał ponad 11 tysięcy złotych brutto.
Zdaniem Tadeusza Cymańskiego pensja nowego rzecznika, która samego Spychalskiego "nie powala", jest to "dobra, wysoka pensja w warunkach polskich".
Mowa o warunkach, gdzie po podwyżce zapowiedzianej we wtorek przez rząd minimalne wynagrodzenie to 2250 złotych, a przeciętne wynagrodzenie - 4500 złotych.
- Uważam że na pensje na poziomie powyżej 10 tysięcy złotych, czy na nasze, poselskie, nawet po obniżeniu, nie można się żalić i skarżyć - dodaje Cymański.
"Hipokryci nastawieni na zarabianie kasy"
Gdy wicepremier z Platformy Elżbieta Bieńkowska w rozmowie podsłuchanej w restauracji "Sowa i Przyjaciele" przyznała, że tylko "złodziej, albo idiota" będzie pracował za 6 tysięcy miesięcznie, politycy PiS-u nie kryli oburzenia. - Dla wielu ludzi w Polsce praca za 6 tysięcy złotych jest marzeniem - przekonywała Beata Szydło. Jacek Sasin twierdził nawet, że politycy PO "całkowicie oderwali się od rzeczywistości".
Po objęciu władzy przez PiS rzeczywistość wyglądała już nieco inaczej niż zapowiedzi. Po tym jak ujawniono wysokie nagrody dla członków rządu, Platforma Obywatelska przygotowała "konwój wstydu", na którym znalazły się twarze nagrodzonych ministrów, albo radnych i ich pensji z państwowych spółek.
- Hipokryci nastawieni na zarabianie kasy. Legitymacje PiS-owskie są tylko po to, żeby portfele puchły - ocenia Krzysztof Brejza z PO.
Spychalski w tej samej rozmowie stwierdził, że "nie ma żadnego problemu" z tym, ile zarabia po przejściu do Pałacu Prezydenckiego. Ale problemem może być fakt, że jego słowa o pensji, która "nie powala" padły po słowach prezesa PiS-u, który wielokrotnie podkreślał, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. A także po tym, jak po aferze z rządowymi nagrodami PiS obciął o 20 procent pensje posłów i senatorów.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN