Z powodu braku węgla oraz wysokich cen innych surowców energetycznych wiele osób poszukuje tańszych alternatyw. Jedną z nich jest drewno opałowe, które można kupować w Lasach Państwowych. Problemem jest jednak jego dostępność.
Jeszcze się nie zdarzyło, by w nadleśnictwach nie było zapasów drewna, a w Nadleśnictwie Gdańsk wszystko zostało sprzedane na pniu już w czerwcu. - Od początku kryzysu w Ukrainie, czyli kiedy zaczęło się mówić o brakach węgla, tych zainteresowanych kupnem drewna jest znacznie więcej. Leśniczowie już praktycznie od wiosny zaczęli tworzyć kolejki zapisów - mówi Mariusz Opas z Nadleśnictwa Gdańsk.
Największe zapotrzebowanie jest na wsiach. Kto na Wybrzeżu chciałby jeszcze zrobić zakupy, ten może się ustawiać w kolejkach rezerwowych. Być może uda się pozyskać drewno tam, gdzie z różnych przyczyn wycinka będzie konieczna.
Tam, gdzie jeszcze drewno jest, trzeba się śpieszyć, bo tańszej alternatywy dla węgla i gazu na pewno nie ma. - Drewno opałowe u nas utrzymuje stałą cenę, jeżeli się nie mylę, od 2020 roku. Także wychodzimy na przeciw potrzebom ludności miejscowej - mówi Benedykt Kiebus z Nadleśnictwa Oleśnica Śląska. W praktyce to sprowadza się do tego, że ktoś ze Szczecina nie kupi hurtowo drewna w Bieszczadach. Chodzi o to, by zapobiec spekulacji i pomóc najbardziej potrzebującym.
We wszystkich nadleśnictwach ceny są zbliżone, a zależą od regionu, od rodzaju i od kaloryczności drewna. Najmniej zapłacimy za topolę (średnio 88 złotych za metr sześcienny), osikę (95 złotych) czy sosnę (103 złote). Najwięcej za buk (148 złotych), dąb (144 złote) czy jesion (128 złotych), bo to właśnie te gatunki dają najwięcej ciepła.
Jednak te ceny dla niektórych wciąż za dużo. Dlatego to, co wiceminister klimatu i środowiska nazywa chrustem, jest na topie. W nadleśnictwach gałęziówkę można kupić już za 12 złotych za metr sześcienny. Trzeba ją jednak samemu przygotować. - Są sytuacje, gdzie ludzie nawet biorą urlopy, żeby tym się zająć, bo cena rekompensuje ten czas przeznaczony na zrobienie tego opału - przekonuje Benedykt Kiebus.
Są ograniczenia
Na szczęście dla lasów, nie można zbierać drewna, gdzie się chce, czy gdzie się da. Miejsce musi wyznaczyć leśniczy. - Nie możemy wszędzie wpuścić każdego. My musimy też zwracać na to uwagę i zwracamy uwagę na to. Stąd też pojawiają się czasami głosy krytyczne, no bo ludzie chcieliby wejść, wszędzie w lesie pozyskać to drewno, ale leśniczy stoją na straży przyrody - wyjaśnia Tomasz Maćkowiak z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu.
- Nie możemy wycinać samodzielnie drzew, które pozostały na powierzchni. Nie możemy też odcinać części drzew, tylko to, co leży na ziemi, co zostało po procesie pozyskania drewna - dodaje Paweł Kosin z Nadleśnictwa Daleszyce.
Warto wiedzieć, że zdobyte w tym roku świeżo cięte drewno nie będzie się od razu nadawało do palenia w piecu czy kominku. Będzie za mokre, co oznacza, że energia - zamiast na ogrzewanie domu - pójdzie na odparowanie drewna. - Palenie mokrym drewnem jest po prostu szkodliwe dla środowiska - podkreśla Daniel Czyżewski z portalu Energetyka24.com.
Palenie drewnem o wilgotności powyżej 20 procent jest w Polsce zabronione.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24