Po sobotnim zrzucie wody z tamy, przez który zginąć mogły setki piskląt chronionych gatunków ptaków, "Polskie Wody" przekonują, że wszystko zostało zrobione zgodne z prawem. Co innego twierdzi jednak Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która mówi wprost, że prawo zostało złamane. Sprawą zajmie się prokuratura.
Jeśli pisklaki wykluły się w okolicy Grudziądza, marne szanse, że przeżyły weekend. Po sobotnim zrzucie wody gniazda zostały zmyte z powierzchni wysp metrową falą.
- Ta ponad metrowej wysokości sztuczna fala powodziowa z pewnością zalała, jeśli nie wszystkie, to większość gniazd ptaków, które są przedmiotem ochrony - mówi ornitolog Marek Elas z fundacji WWF Polska. Może chodzi o setki piskląt i jaj.
A jednak "Wody Polskie" - instytucja, która zgodziła się na spust wody, by Wisłą mogła spłynąć barka z towarem - twierdzą, że alarm jest przesadzony.
- Drugiego maja, kiedy się rozpoczyna okres lęgowy, poziom wody był wyższy niż po zrzucie wody - twierdzi Joanna Kopczyńska, zastępca prezesa Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie".
- Bzdurny argument, bo pomiędzy drugim maja, a dwudziestym siódmym maja były trzy tygodnie, w których te ptaki miały szanse na założenie lęgów - odpowiada dr hab. Przemysław Chylarecki, pracownik Muzeum i Instytutu Zoologii PAN oraz członek fundacji "Greenmind".
Rzadkie ptaki wybierają miejsca blisko wody, na płaskich wyspach. Bezpiecznych i chronionych prawem jako obszar Natura 2000.
Różne wersje
Teraz, po sobotnim zrzucie, "Wody Polskie" i Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska podają dwie różne wersje.
- To było zrobione zgodnie z prawem i w taki sposób, że nie powinno, co do zasady, zaszkodzić ptakom - stwierdza Przemysław Daca z Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie".
- Nie wydawaliśmy żadnej zgody na przeprowadzenie tego zrzutu - odpowiada Dariusz Górski z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy.
Urzędnicy odpowiedzialni za ochronę przyrody mówią, że "Wody Polskie" nie poinformowały o zrzucie i że po tym, jak dowiedzieli się o tym z mediów dyrekcja ochrony środowiska pisemnie prosiła, by termin zrzutu zmienić. Pismo do "Wód Polskich" ponoć nie wpłynęło.
- Gdyby zarząd nas poinformował od razu, że zrzut jest planowany, to byśmy do tego zrzutu nie dopuścili. Chronione gatunki zwierząt zostały zniszczone, wiec prawo zostało złamane - twierdzi Dariusz Górski z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy.
Sprawą zajmuje się prokuratura.
A wystarczyło poczekać do sierpnia. - Pisklęta by się wykluły, nabrały sprawności lotnej i sobie odleciały - tłumaczy dr Dariusz Płąchocki z Pracowni Badań i Analiz Przyrodniczych.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN