Samotny ojciec z czteroletnią córką zostali bez własnego dachu nad głową, bo ten, który mieli, zniszczył pożar. Sąsiedzi ruszyli na pomoc rodzinie w czasie pożaru, teraz próbują pomóc im wybrnąć z dramatycznej sytuacji życiowej.
Pożar w Pieszycach na Dolnym Śląsku wybuchł 27 czerwca późnym wieczorem - właśnie wtedy, gdy życie pana Wojciecha Drożdżyka zaczęło się układać. Sąd przyznał mężczyźnie prawo do opieki nad czteroletnią córką Ingą i kupił on mieszkanie w domu wielorodzinnym, w którym dziewczynka miała spędzać szczęśliwe dzieciństwo.
W momencie wybuchu pożaru pan Wojciech z córką byli w mieszkaniu. - Czuliśmy z tyłu, że ten ogień może za chwilkę do nas wejść i priorytetem było dla mnie, żeby dziecko uratować - wspomina. - Jak była nawet ze mną na oknie, to strasznie mocno mnie za rękę trzymała. Widziałem już, że po prostu liczy na mnie, że ją uratuję - dodaje.
- Masakra. Koszmar. Wszystko płonęło, także współczuję. Strażacy działali. Nawet mój mąż z moim zięciem pomagali tam dzieci wyciągać - relacjonuje pani Maria, świadek pożaru i sąsiadka.
Schodami pan Wojciech z Ingą uciekać nie mogli, bo stanęły w płomieniach. Dwoje mieszkańców wielorodzinnego domu pożaru nie przeżyło. Dzięki pomocy strażaków i sąsiadów udało się ewakuować małą Ingę, jej koleżankę i pana Wojciecha. Fizycznie wyszli z nieszczęścia bez szwanku
- Zapytała, czy się uratował jej misiu kochany. Udało się uratować go. Mówiłem, że będziemy mieć nowy domek - mówi pan Wojciech.
Pomoc dla rodziny
Dom, który spłonął, był nowy. Inga czuła się w nim świetnie. Choć uratowały ich solidne drzwi wejściowe do mieszkania, to budynek prawdopodobnie zostanie rozebrany. To dla samotnego ojca dramat, bo musi mieć gdzie wychować dziecko. - Priorytetem jest dla mnie córka i to, żeby została przy mnie - podkreśla pan Wojciech.
Na razie mieszkania użycza im koleżanka. Inga przebywa obecnie na wakacjach. Władze Pieszyc też deklarują wsparcie.
- Będziemy rozmawiać i służyć pomocą na tyle, na ile nas stać, na ile możemy - deklaruje Krzysztof Galiak, zastępca burmistrza Pieszyc.
Wiadomo, że lokal zastępczy to rozwiązanie na chwilę. Dlatego sąsiedzi i przyjaciele zbierają fundusze na nowe mieszkanie pana Wojciecha i Ingi na platformie Pomagam.pl, albo na "bazarku" na Facebooku licytują darowane przedmioty.
- Spokojny, zaangażowany w wychowanie swojej córki. Moim zdaniem najbardziej stawia na to, żeby to dziecko miało jak najwięcej miłości - ocenia pana Wojciecha Natalia Gibała, sąsiadka i świadek pożaru.
Inga to bardzo wesołe, uczuciowe dziecko, dla którego pan Wojciech rzucił etat, założył firmę, pracował z domu, by być zawsze obok. Teraz pan Wojciech i jego przyjaciele liczą, że wszystko się ułoży.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne