To historia o czekaniu na serce, od której pęka serce. Mateusz ma 2,5 roku i ponad połowę swojego życia spędził w szpitalu. Czeka na przeszczep serca i nie może się doczekać. W tym roku w Polsce nie było jeszcze ani jednego przeszczepu serca u dziecka.
Mama Mateusza i profesor Janusz Skalski boją się, że chłopiec może wkrótce umrzeć.
- To jest rozpacz. Już nie mamy siły patrzeć na to, że nie mamy wyjścia z tej trudnej sytuacji, bo nie mamy dawcy narządu, nie mamy serca dla Mateusza - mówi prof. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
Półtora roku temu funkcję serca Mateusza przejęła maszyna. Pomogła, ale już rok temu informowaliśmy, że jej dalsze używanie wiąże się na przykład z ryzykiem udaru.
Lekarz, który w ratowanie 2,5-latka wkłada całe serce, szacuje, że bez przeszczepu Mateuszowi zostało kilka tygodni życia.
- Ratujmy tego Mateusza! Zróbmy wszystko, żeby znalazł się dla niego narząd - apeluje prof. Janusz Skalski.
Kwestia psychologii
Od początku roku nie było w Polsce ani jednego przeszczepu serca u dzieci. Ani jedno z 33 dzieci czekających na serce nie dostało szansy.
- W krajach Unii Europejskiej takie dzieci czekają od 3 do 6 miesięcy na przeszczep, a u nas czekają po 700 dni i dłużej, i umierają - twierdzi Jadwiga Hermanowicz-Gadomska, prezes Fundacji "Serce Anielki".
Po śmierci córki Anielki, która też czekała na przeszczep, pani Jadwiga dowiedziała się, że w Polsce tylko kilkanaście procent rodziców dawców odmawia oddania organu. Dawcami są dzieci, które zmarły na przykład w wyniku wypadku. Pani Jadwiga jest zdania, że wielu rodziców nie jest pytanych o zgodę na przeszczep organów.
- Młodzi lekarze zwracają sami uwagę na to, że nie mają zajęć z psychologii, że tego jest za mało, nie wiedzą, w jaki sposób przeprowadzać rozmowy - twierdzi Jadwiga Hermanowicz-Gadomska.
Uratowanie życia innemu dziecku może choć trochę złagodzić ból po utracie swojego. - Kiedyś to bardzo ładnie powiedziała jedna z mam: to jest jak gaśnie świeca, która już się wypaliła, i ten płomień może odpalić inna świeca, która będzie płonąć dalej - powtarza kardiochirurg Joanna Śliwka ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.
Kwestia przepisów
Zdaniem profesora Janusza Skalskiego konieczne są przepisy, które nakazywałyby zespołom lekarskim tłumaczenie się z niepobrania narządów. - Tego należy oczekiwać od rządzących krajem. One muszą zostać zastosowane. To jest jak zbrodnia na innym pacjencie, że (organy - przyp. red.) nie zostały pobrane, że nie zostały przeszczepione - przekonuje.
Pani Bogumiła Król dzień i noc koordynuje transplantację w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. To dziś w Polsce jedyny ośrodek, który mógłby dzieciom, na przykład Mateuszowi, przeszczepić serca, gdyby były zgłoszenia i były one trafione. - Wczoraj zaczęłam o pierwszej w nocy i jeszcze nie skończyłam - mówi pani Król. - Dawca musi pasować w parametrach: grupy krwi, wadze, i w masie ciała, i we wzroście. Wybiera się najbardziej pasujący narząd do konkretnego biorcy - tłumaczy.
Biorca Mateusz lubi koty. Widział je tylko na telefonie mamy. Nie zna niczego poza szpitalnym łóżkiem. - To jest straszne, naprawdę, to czekanie, żeby dziecko spędziło całe swoje życie w szpitalu - ocenia Edyta Trębacz, mama Mateusza.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN