Senator PiS-u pyta o pensję w NBP. Czy to prawda, że współpracowniczka prezesa Glapińskiego dostaje 65 tysięcy złotych miesięcznie - o to pyta Jan Maria Jackowski i dodaje, że to niewyobrażalna kwota. Jego zdaniem to nic dziwnego, że wyborcy go o to pytają - wszak PiS obiecał, że będzie skromnie.
- Otrzymywałem listy, korespondencję i telefony od moich wyborców - przyznaje senator PiS Jan Maria Jackowski. - No przede wszystkim, że to jest niewyobrażalna kwota, jak to się ma do tych deklaracji, jakie obóz dobrej zmiany składał. I takich rozmów, niestety, podkreślam, miałem dużo - dodaje.
To raczej nie były przyjemne telefony od wyborców, skoro senator PiS upublicznił list, który trafił na biurko prezesa Narodowego Banku Polskiego. List z pytaniem o zarobki ludzi z jego otoczenia. W tym o zarobki jego bliskiej współpracowniczki - Martyny Wojciechowskiej, dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP.
W oficjalnym piśmie skierowanym do Adama Glapińskiego pada nawet zdanie, że medialne informacje o zarobkach jednej ze współpracowniczek szefa NBP zbulwersowały osoby zwracające się do biura senatora PiS.
Pytania są konkretne: czy jej pensja to 65 tysięcy złotych miesięcznie, jaki ma ona zakres obowiązków, no i jakie ma kwalifikacje, by zajmować bardzo wysokie stanowisko w Narodowym Bank Polskim.
Brak odpowiedzi
- Chowanie głowy w piasek jest błędem. Wiadomość co do faktów powinna być przekazana polskiej opinii publicznej - uważa Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Prezes NBP po kolejnych informacjach o bajońskich zarobkach w banku powiedział tylko, że "90 procent tego, co jest pisane w mediach na ten temat, to są kompletne bzdury".
NBP w oświadczeniu poinformował tylko, że pensja dyrektor nie wynosi 65 tysięcy złotych miesięcznie, ale ani prezes, ani Bank, nie ujawnili, ile ona wynosi.
65 tysięcy złotych wyliczyła "Gazeta Wyborcza" na podstawie oświadczenia majątkowego, które dyrektor Wojciechowska musiała składać jako radna, a była radną PiS-u. To mogła być pensja z premią i dodatkami. Mało tego - OKO.Press doliczyło się kolejnych 11 tysięcy miesięcznie z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, do którego została delegowana przez prezesa NBP.
- Po pierwsze fakty. Jeżeli potwierdzą się, to, jak powiedział pan premier Gowin, wydaje się, że są to informacje dość skandaliczne i nie powinny mieć miejsca - zgadza się Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii.
- Warto by było, żeby ta sprawa została wyjaśniona. Czy to jest kłopotliwe dla PiS-u? Tak, bo to świadczy o ich pazerności - komentuje była premier i posłanka PO Ewa Kopacz.
Człowiek prezesa PiS
Senator PiS żąda konkretnych liczb, pełnej kwoty miesięcznej pensji, z dodatkami, premiami i wszystkimi ewentualnymi bonusami. Nie jest w tym żądaniu odosobniony, nawet w PiS-ie.
- Jeżeli mamy prawo wiedzieć to, kto ile zarabia w urzędzie gminy, miasta, to czemu nie w Narodowym Banku Polskim? - pyta retorycznie poseł PiS Waldemar Buda.
Prawu i Sprawiedliwości trudno bowiem całkowicie zdystansować się od wszystkiego, co dzieje się w Narodowym Banku Polskim, skoro Adam Glapiński został jego prezesem dzięki poparciu Prawa i Sprawiedliwości.
- Przecież prezes Glapiński jest człowiekiem z najbliższego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego - mówi poseł Nowoczesnej Adam Szłapka.
- Kwestia wynagrodzeń nie powinna mieć wpływu na ocenę merytoryczną jego pracy w NBP - broni Glapińskiego poseł PiS Jan Mosiński.
Kontrolę zarobków w Narodowym Banku Polskim zlecił już prezes NIK.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24