Boją się pokazać twarz, nie chcą ujawniać tożsamości. Wystarczy, że znają je przestępcy. Z Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury wyciekły dane tysięcy osób związanych z wymiarem sprawiedliwości. W tym numery telefonów i adresy, na które dzień po dniu płynie fala gróźb. Z groźbami śmierci włącznie.
Dostają maile i SMS-y z groźbami. Wszystkich poszkodowanych łączy jedno. To sędziowie, prokuratorzy, pracownicy polskiego wymiaru sprawiedliwości.
- Tam są takie zdania, że poleje mnie gorącym olejem. Okaleczy zbitą butelką - mówi poszkodowana.
To tylko jedna z wielu gróźb, jakie każdego dnia, od kilku miesięcy otrzymują pracownicy sądów i prokuratur. Ich imiona, nazwiska, adresy zamieszkania, maile, numery telefonów czy numery PESEL w lutym wyciekły z bazy Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. W sumie skradziono dane ponad pięćdziesięciu tysięcy osób, które są związane z wymiarem sprawiedliwości i organami ścigania.
- Zwracam uwagę, czy ktoś nie patrzy na mnie. Przy wypłacaniu pieniędzy z bankomatu bardzo się zastanawiam, czy ktoś nie jest bardziej podejrzany niż do tej pory - mówi jedna z poszkodowanych.
- Jeden z sędziów mi powiedział, że zamiast sprawdzać, jakie nowy przepisy uchwalono, to sprawdza czy ktoś na niego nie wziął kredytu każdego dnia - dodaje Szymon Jadczak, dziennikarz tvn24.pl.
Sędziowie i prokuratorzy mówią wprost, że po wycieku danych przestępcy mają sporą cześć wymiaru sprawiedliwości na talerzu. Krakowska Szkoła Sądownictwa i Prokuratury to jedyna centralna instytucja odpowiedzialna za szkolenie resortowych kadr.
- Oczekujemy od instytucji państwa, że będą w tej sprawie skutecznie działały, a więc ustalą autora tych maili. Ale także do dziś przecież nie wiemy, jakie wnioski zostaną wyciągnięte wobec osób odpowiedzialnych za wyciek tych danych - tłumaczy Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
"Nie ma osób podejrzanych"
W sprawie postępowanie prowadzi lubelska prokuratura. Mimo, że do wycieku danych doszło w lutym, a od kwietnia pracownicy wymiaru sprawiedliwości czują się zastraszani, to śledczym niewiele udało się ustalić.
- W tej chwili trwają czynności zmierzające do ustalenia przede wszystkim osób, które mogły w sposób nieuprawniony przetwarzać te dane. Jest to śledztwo, które toczy się w sprawie na ten moment, czyli nie ma osób podejrzanych - mówi Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Cześć sędziów chciała, by za ten wyciek stanowiskiem zapłaciła dyrektor szkoły Małgorzata Manowska. Obecnie - Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego. Jednak minister sprawiedliwości nie widział powodów do jej odwołania. Według ustaleń dziennikarzy - dane sędziów i prokuratorów stały się ogólnodostępne, bo do zaniedbań doszło właśnie po stronie szkolnych informatyków.
- Ludzie, którzy odpowiadali tam za informatykę i za bezpieczeństwo, nie dochowali odpowiednich procedur, nie przestrzegali zabezpieczeń, no i w ten sposób dane sędziów, prokuratorów wyciekły do internetu - opowiada Szymon Jadczak.
Dyrekcja szkoły w wydanym w środę oświadczeniu stwierdza, że na tę chwilę nie można potwierdzić, czy mailowe groźby mają jakiś związek z wyciekiem danych.
Autor: Dariusz Prosiecki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24