Skąd będą środki na wielkie wyborcze obietnice PiS-u? To - zdaniem senatora Adama Bielana - tajemnica ministra finansów. Kilka miesięcy temu, pytana o 500 złotych na każde dziecko, minister Rafalska mówiła, że budżetu na to nie stać. Teraz jest inaczej. Ekonomiści przestrzegają przed greckim scenariuszem.
We wtorek, przed posiedzeniem rządu dało się dostrzec, kto z ministrów ma w sobie dużo luzu, a kto ma od soboty ból głowy. Minister finansów Teresa Czerwińska musiała odczuwać go szczególnie, bo to ona musi znaleźć fundusze na realizację obietnic.
I to właśnie do minister finansów odsyłają politycy PiS-u, gdy padają pytania skąd pieniądze na obietnice i czy budżet to udźwignie. - To są tajemnice pani minister finansów - tak na te pytanie odpowiada wicemarszałek Senatu z PiS Adama Bielana.
Na sobotniej konwencji PiS minister finansów nawet nie przemawiała, choć naturalnym byłoby, gdyby po deklaracjach o potężnych przedwyborczych wydatkach socjalnych, to ona by powiedziała, jak rząd zamierza je sfinansować.
A jest co finansować. Zwiększenie wydatków na pierwsze dziecko w ramach programu Rodzina 500 plus szacuje się na 17 miliardów złotych, "trzynastkę" dla emerytów - na 11 miliardów złotych, brak podatku PIT dla osób do 26 roku życia - na 2 miliardy złotych, a autobusy do małych gmin i powiatów - na 1,5 miliarda złotych.
Suma, jaką budżet poniesie po obniżeniu kosztów pracy jest jeszcze niepoliczona, a i tak te wymienione wcześniej obietnice dają w sumie gigantyczną kwotę - 31,5 miliarda złotych rocznie.
Czarne scenariusze
- Główne odbicie tych wszystkich decyzji będziemy dopiero widzieli w roku przyszłym i następnych - mówi ekonomista prof. Stanisław Gomułka. - Tutaj cudów nie ma. Można albo podwyższyć podatki, albo zadłużać się - dodaje ekonomista prof. Witold Orłowski.
Najdalej poszedł Leszek Balcerowicz, który pisze o groźbie realizacji "greckiego scenariusza", czy właściwie o opcji bankructwa. Właśnie z powodu licytacji na socjalne obietnice i syndromie wydawania na potęgę, zamiast oszczędzania na gorsze czasy.
- Wszystkie te programy zostały bardzo dokładnie policzone i będą na nie środki - zapewnia Joanna Kopcińska, rzeczniczka prasowa rządu.
Jednak w zapewnienia rządu nie wierzy opozycja. - Można to sfinansować kosztem służby zdrowia, podwyżek dla sfery budżetowej - ocenia Paulina Hennig-Kloska z Nowoczesnej.
- Zwracam uwagę, że w poprzednim roku mieliśmy absolutnie rekordowo niski deficyt budżetowy - odpowiada Marcin Horała z Prawa i Sprawiedliwości.
Dobry rok
To prawda, że 2018 był dla rządu, dla minister finansów i dla premiera rokiem właściwie samych dobrych wiadomości. PKB w ostatnim kwartale 2018 rosło rok do roku w tempie 4,9 procent a deficyt budżetowy jest rekordowo niski. To oznacza, że gospodarka się rozwija, a budżet - choć na minusie - to jest stabilny.
- To nawet nie chodzi o to, że należałoby zaoszczędzić, jak są te pieniądze. Tylko zacznijmy od tego, że spłacajmy te długi, które mamy - postuluje prof. Marian Noga, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
Są w Europie kraje, które mają budżetową nadwyżkę. Rząd w Polsce ma dziurę, a na programy socjalne - i tak rozbudowane - wyda jeszcze więcej niż wydawał. I to w czasie, gdy na horyzoncie widać już symptomy tego, co ekonomiści nazywają "spowolnieniem gospodarczym".
- Największy problem z pomysłami PiS-u jest taki, że Mateusz Morawiecki obiecywał modernizację państwa, a skończyło się na trzynastce dla emerytów - mówi dr Krzysztof Mazur, prezes Klubu Jagiellońskiego.
We wrześniu, minister rodziny była pytana o rozszerzenie programu 500 plus na pierwsze dziecko. Powiedziała wyraźnie: na to nas nie stać.
Na początku marca rząd ma przedstawić plan działania - czyli skąd weźmie pieniądze. W tym roku. Bo co będzie po wyborach, to już problem tego, kto je wygra.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: pexels.com