W tył zwrot w sprawie marszu. 11 listopada prezydent Duda nie będzie jednak maszerował z narodowcami. Wcześniej namawiał do wspólnego świętowania, ale najwyraźniej nie jest mu już z tym marszem po drodze.
To miał być wyjątkowy dzień - 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Na razie jest chaos i bałagan. Jeszcze w weekend w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" prezydent Andrzej Duda zachęcał do udziału w Marszu Niepodległości organizowanym przez narodowców. W tym samym marszu, na którym w poprzednich latach pojawiały się rasistowskie hasła, takie jak: "Europa będzie biała, albo bezludna".
Prezydenccy urzędnicy rozmawiali z organizatorami Marszu Niepodległości, by narodowcy rasistowskich haseł nie eksponowali w tym roku. Mówił o tym w niedzielę minister z kancelarii prezydenta Andrzej Dera.
Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski jeszcze w poniedziałek rano ideę wspólnego świętowania tłumaczył w ten sposób, aby "wszyscy ze wszystkich środowisk poszli razem".
Jednak trzy godziny później sam prezydent stwierdził, że weźmie udział tylko w państwowych uroczystościach.
Za dużo na głowie
W kancelarii można usłyszeć, że prezydent wycofał się, bo ma 11 listopada za dużo obowiązków. To jedna wersja. Druga, to próba zrzucenia odpowiedzialności na opozycję, która odmówiła wspólnego maszerowania z narodowcami. Przedstawiciele władzy wyglądali w poniedziałek na pogubionych.
Prezydent zapowiedział, że weźmie udział w państwowych uroczystościach, ale biorąc pod uwagę rangę obchodów, to zapowiadają się one niezwykle skromnie. - To wszystko przypomina kompletną amatorszczyznę - ocenia szef PO Grzegorz Schetyna.
Nieoficjalny plan obchodów wygląda następująco: rano msza, przyznanie Orderów Orła Białego, składanie wieńców. W południe - tak jak co roku - uroczysta odprawa wart na Placu Piłsudskiego. Po południu - spotkanie na Zamku Królewskim. Wieczorem koncert w Teatrze Wielkim.
Wszyscy obrażeni?
Prezydent sam żadnego marszu nie organizuje, a idea wspólnego świętowania trafia na opór. Lech Wałęsa już zapowiedział, że do Warszawy się nie wybiera. Wątpliwości, czy pojawić się na trybunie honorowej na Placu Piłsudskiego, mają też pozostali byli prezydenci. Raczej odmówią. - Najpierw obrażają, potem zapraszają - ocenił w "Faktach po Faktach" w TVN24 Bronisław Komorowski.
W 100-lecie niepodległości aż by się prosiło, by mieć takiego gościa jak w 25-lecie odzyskania suwerenności - prezydenta USA. Aż by się prosiło, by usłyszeć takie słowa, jakie wypowiedział w czerwcu 2014 roku Barack Obama, że "wolność zaczęła się tutaj".
Aż by się prosiło, by do Warszawy przyjechało aż tylu europejskich i światowych przywódców, co w 2014 roku. Kto z zagranicznych ważnych gości przyjedzie - informacji brak. 11 listopada w Paryżu odbędą się uroczystości z okazji rocznicy zakończenia I wojny światowej i szczyt Trump-Putin.
Autor: Katarzyna Kolenda-Zaleska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24