"Myślę, że część tych wątpliwości wyjaśniłem" - to jedyne, co ma do powiedzenia Szymon Szynkowski vel Sęk po swojej wizycie w Brukseli. Minister do spraw europejskich rozmawiał z unijnymi urzędnikami o odblokowaniu środków z unijnego funduszu odbudowy. Jednak lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro nie uważa, żeby Bruksela dążyła do kompromisu.
Polski minister do spraw europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk w czwartek zakończył rozmowy w Brukseli z przedstawicielami Komisji Europejskiej w sprawie odblokowania unijnych środków.
- Myślę, że część tych wątpliwości wyjaśniłem. Wskazałem na naszą otwartość na dialog i na nasze oczekiwania otwartości z drugiej strony - zapewnił po spotkaniu Szynkowski vel Sęk.
Czy to oznacza zwrot w polityce i władza wdroży ustawę, która zmieni polskie sądownictwo, a także pogodzi nas z Unią Europejską? - Nie zamykamy tej ścieżki - deklaruje minister.
O jakiekolwiek zmiany ustawowe w ramach kompromisu, które odwracałyby to, co stało się w sądownictwie po 2015 roku, zapytaliśmy też ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę.
- Unia Europejska nie dąży do kompromisu, to jest kolejny pretekst, który ma służyć temu, żeby pieniądze nie były wypłacane, były blokowane. Chodzi o zmianę władzy, a nie o sądownictwo - odpowiada minister.
Ścieżki nie zamykamy, ale jednak zamykamy. Krok do przodu, krok do tyłu. Opozycja uważa, że czas się kończy, bo sytuacja gospodarcza się pogarsza, a pieniądze z Unii Europejskiej są Polsce niezbędne.
- Morawiecki wie doskonale, że nie spina mu się budżet. Brakuje mu 400 miliardów złotych do spięcia budżetu - wskazuje Borys Budka, poseł Platformy Obywatelskiej.
Pilna narada w siedzibie PiS
Media donoszą o pilnym spotkaniu w siedzibie partii na Nowogrodzkiej. Dwa dni temu politycy PiS-u mieli mówić o spodziewanym kryzysie finansowym i sytuacji piekielnie trudnej. Jeszcze kilka dni wcześniej premier Mateusz Morawiecki mówił o turbulencjach na rynkach finansowych i oszczędnościach w budżecie.
Tymczasem z Brukseli, gdzie czekają miliardy euro, płynie raczej powściągliwy przekaz. Jak deklarują unijni przedstawiciele po spotkaniu z polskim ministrem, rozmowa była konstruktywna, ale "kamienie milowe", na które zgodził się polski rząd, muszą być spełnione.
- Dogadanie się z Bruksela wzmocni wiarygodność fiskalną, czyli zmniejszy ryzyko scenariusza, że my tracimy kontrolę nad walutą, nad stopami procentowymi, inwestorzy uciekają, nie finansują budżetu - zwraca uwagę Ignacy Morawski, ekonomista.
Gra pozorów
Opozycja powtarza, że wystarczy jedno posiedzenie Sejmu i problem z głowy. - Przyjąć naszą ustawę o niezależności Sądu Najwyższego, o praworządności w Sądzie Najwyższym, o przywróceniu zawieszonych sędziów, i pieniądze będą - wskazuje Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego.
- To jest czterysta nowoczesnych szpitali, albo kilka tysięcy nowoczesnych szkół - wylicza Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy.
Środki unijne mogą wesprzeć też inne inwestycje, a PiS zostaje samo, bo - jak słyszymy - nawet Viktor Orban jest bliższy osiągnięciu porozumienia z Komisją Europejską.
- Pochylił głowę z pokorą, pojechał, zaczął się dogadywać, i pierwsze osiem miliardów, zdaje się, że dostanie - informuje Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej.
Tymczasem w Polsce trwa gra pozorów. Minister do spraw europejskich pojechał do Brukseli bez konkretów. Wniosek o wypłaty ciągle nie został złożony, a w kraju przepychanka w rządzie ze Zbigniewem Ziobrą w roli głównej, który twierdzi, że Unia się na nas uwzięła.
- Nie opowiadajmy bajek, że tu chodzi o sądownictwo - mówi Ziobro. - Tylko polityczny dyletant, polityczny głupiec, nie chce skorzystać z europejskich pieniędzy, które leżą na tacy i czekają na Polskę - uważa Tomasz Trela, poseł Lewicy.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24