Polskie służby próbują ustalić, co doprowadziło do skażenia Odry. Jak poinformowała minister Anna Moskwa, pierwsze wyniki badań toksykologicznych wykluczyły rtęć jako powód śnięcia ryb. Mieszkańcy terenów położonych nad Odrą mówią o katastrofie ekologicznej i pytają, dlaczego władze nie zareagowały na zagrożenie, kiedy pojawiły się pierwsze informacje.
W Widuchowej z Odry wyławiane są kolejne setki martwych ryb. - Obawiam się o nasze zdrowie i życie, o zdrowie naszych dzieci. To jest niewyobrażalna katastrofa - mówi jedna z mieszkanek.
Mieszkańcy mówią o braku zaufania do służb, który wynika z braku informacji i reakcji na czas, co realnie wpłynęło na ludzkie życie.
- Kolega, który w niedzielę woził dzieci łodzią, w poniedziałek dostał alergii skóry. Wysypało od góry do dołu - powiedział Roman Włoch, bosman Odrzańskiej Przystani Turystycznej w Cigacicach.
Pan Roman sam zaledwie tydzień temu wchodził do Odry. - Zaczęły mnie boleć potwornie nogi, mięśnie. O 13 już miałem temperaturę, dowlokłem się do domu, pies też się wlókł - mówi pan Roman.
Podobne objawy miał syn pana Romana i wielu jego znajomych. Jeszcze do piątku nikt nie miał oficjalnej informacji, że korzystanie z rzeki jest niebezpieczne. Płynęły zupełnie inne komunikaty, bo zaledwie dwa dni temu wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski - pytany przez mieszkańców Cigacic o bezpieczeństwo - wręcz zachęcał do kąpieli w rzece.
Reakcja premiera
Premier Mateusz Morawiecki z pełną powagą mówi o milionowej nagrodzie za pomoc w znalezieniu winnych i o ciągle obecnym niebezpieczeństwie.
- Poleciłem wszystkim służbom, aby pilnować, by ona nie doprowadziła do jakichś kolejnych nieszczęść w stosunku do ludzi. Szczególnie nieformalne kąpieliska są patrolowane przez policję, aby nie były wykorzystywane - przekazał szef rządu.
Na sobotniej konferencji premiera - tak jak na wszystkich dotychczasowych - znów zabrakło konkretów. Szef rządu nie odpowiada na pytania: co, kto i kiedy zrzucił do Odry.
- Według wszelkiego prawdopodobieństwa doszło do zrzutu jakichś substancji, które wywołują pewne efekty - skomentował premier.
"Pewne efekty", o których wspomniał premier, to tony martwych ryb, ostry zapach nad rzeką i poparzenia wędkarzy.
Pierwsze doniesienia o skażeniu
Pierwsze oficjalne zgłoszenia pojawiły się już 26 lipca w Lipkach, czyli 19 dni temu.
- O wszystkim dowiedziałem się od pracowników śluzy - powiedział burmistrz wsi Lipki Zdzisław Uryga. - Leszcze, szczupaki to wszystko wierzchem pływało - wspomina Henryk Hofman, wędkarz ze wsi Lipki.
Już następnego dnia zgłoszenia trafiły do inspektoratu ochrony środowiska.
30 lipca śnięte ryby pojawiły się w Oławie. Przedstawiciele miasta informują, że już 1 sierpnia przekazali informację między innymi do prokuratury, policji, resortu klimatu, marszałka województwa, wojewody, Głównego Inspektoratu Środowiska i wielu innych lokalnych instytucji.
Choć przez kolejne miasta szła fala skażenia, to pierwsze alerty Rządowego Centrum Bezpieczeństwa pojawiły się dopiero 12 sierpnia. W sobotę minister klimatu Anna Moskwa poinformowała, że otrzymała oficjalne wyniki niemieckich badań. Nie stwierdzono obecności rtęci, ale analizy po obu stronach wykazały duże zasolenie - napisała. W Polsce trwają badania toksykologiczne.
Autor: Magda Łucyan / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24