Szpitalne oddziały zapełniają się chorymi, którzy to tej pory - ze strachu przed koronawirusem - unikali wizyt u specjalistów. Lekarze przypominają, że inne choroby nie zniknęły i apelują o zgłaszanie się na badania profilaktyczne.
Część pacjentów do tej pory omijała gabinety specjalistów szerokim łukiem. Teraz są tego konsekwencje.
- Mamy pacjentów z niewydolnością serca, pogorszeniem niewydolności serca, nasileniem duszności - wylicza Ewa Jankowska z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Kwestie nagłych stanów i urazów, zawały, udary - dodaje Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Niecovidowych pacjentów przybyło, bo wcześniej unikali lekarzy, co odbiło się na ich zdrowiu. W niektórych miastach - jak chociażby w Krakowie - szpitalne oddziały szybko zapełniają się chorymi z różnymi dolegliwościami.
Jak podkreśla Aleksandra Załustowicz, kierownik SOR Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, około 30-40 procent pacjentów, którzy zgłaszają do szpitala, pozostaje do dalszej hospitalizacji. - Wcześniej nigdy nie mieliśmy takich wyników - mówi.
- Krytycznie brakuje miejsc czystych. Miejsc czystych, które są dedykowane dla pacjentów z różnego rodzaju schorzeniami - mówi dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
- Chwilami oddziały covidowe mają więcej miejsc wolnych jak niecovidowe - dodaje Andrzej Kosiniak-Kamysz, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. J.Dietla w Krakowie.
Efekt pandemii i braku dostępu do specjalistów
Wzrost liczby niecovidowych pacjentów w szpitalach to paradoksalnie efekt uboczny pandemii. Strach przed zakażeniem u wielu był większy niż przed innymi chorobami, ale pojawiały się też inne problemy.
- Wiele przychodni było zamkniętych, były ograniczenia w zakresie dostępności do lekarzy specjalistów. Pacjenci przeczekali czasami bardzo newralgiczny moment swojej choroby w domu - tłumaczy Marcin Jędrychowski.
- Doprowadzili się często do takiego stanu, że ciężko jest ich wypisać do domu, tylko po prostu już wymagają natychmiastowej hospitalizacji - dodaje kierowniczka SOR-u Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Stan, w którym pacjenci trafiają pod opiekę specjalistów, często jest już bardzo poważny, a czas - jak chociażby w przypadku nowotworów - ma kluczowe znaczenie.
- Każde przesunięcie wizyty jest olbrzymim ryzykiem. Nowotwór nie wie o tym, że jest pandemia i że mamy utrudniony dostęp do lekarza, i sobie spokojnie rośnie - zwraca uwagę prof. Adam Maciejczyk, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.
Lekarze apelują do pacjentów
Doktor Krzysztof Niedzielin, ordynator Oddziału Gastroenterologii i Chorób Wewnętrznych Szpitala Wojewódzkiego w Szczecinie wylicza, że w ciągu ostatnich miesięcy zgłaszalność pacjentów do szpitala spadła o 60-70 procent.
- Często łapiemy się na tym, że jakby pacjent przyszedł dwa miesiące wcześniej, to miałby lepsze rokowania - zaznacza Aleksandra Załustowicz ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Dlatego lekarze apelują, by mimo pandemii nie zapominać o profilaktyce. Podkreślają, że żadnych objawów nie wolno lekceważyć.
- Nie można lekceważyć objawów bólu w klatce piersiowej, zaburzeń ciśnienia połączonych ze zmianami neurologicznymi - wymienia Marcin Mikos, zastępca dyrektora Szpitala Specjalistycznego im. J.Dietla w Krakowie.
Eksperci przekonują, że dzięki szczepieniom personelu medycznego i wypracowanym procedurom sanitarnym ryzyko zakażania koronawirusem podczas wizyty u specjalisty jest mniejsze.
- To ryzyko jest nieporównywalnie mniejsze niż ryzyko związane z niezgłoszeniem się do lekarza - podkreśla prof. Jacek Jassem, kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Oprócz koronawirusa, infekcji COVID-19, mamy mnóstwo schorzeń towarzyszących. Te schorzenia również zabijają naszych pacjentów - zwraca uwagę Ewa Jankowska z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Autor: Aneta Regulska / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24