Arcybiskup Stanisław Gądecki ma dwa tygodnie na wydanie akt - zdecydował Sąd Rejonowy w Chodzieży. Sprawa dotyczy byłego księdza, który jest oskarżony o gwałcenie i molestowanie ministranta. Jeśli sąd w wyznaczonym czasie nie otrzyma akt, policja przeszuka siedzibę kurii w Poznaniu.
Sąd Rejonowy w Chodzieży dał arcybiskupowi Stanisławowi Gądeckiemu dwa tygodnie na wydanie akt dotyczących byłego już księdza Krzysztofa G., który oskarżony jest o gwałt i molestowanie ministranta.
- Jestem w szoku, że Sąd Rejonowy w Chodzieży nakazał wydanie dokumentacji z kurii pod rygorem, że jeżeli kuria ich nie wyda, to zostanie przeszukana przez policję - mówi Szymon Bączkowski, ofiara byłego księdza.
Jeśli do przeszukania dojdzie i policja akta znajdzie, to wówczas będzie mogła je zabezpieczyć, a metropolita poznański zapłaci karę pieniężną.
- Jest to chyba pierwsza tego typu sprawa, w której sąd stosuje sankcje. To znaczy mówi bardzo jasno: albo archidiecezja wyda te akta, albo arcybiskup Gądecki zostanie ukarany grzywną, względnie wpadnie tam policja i dokona przeszukania - komentuje Artur Nowak, pisarz, prawnik i współautor książki "Gomora. Pieniądze, władza i strach w polskim Kościele". - Skończyły się czasy, kiedy sąd występował w roli jakiegoś petenta, który prosił. Sąd w tej chwil po prostu żąda - dodaje.
Wcześniej o akta z postępowania kościelnego zwracała się prokuratura. Arcybiskup Gądecki twierdził, że dokumenty objęte są tajemnicą, a później, że wysłał je do Watykanu.
- Całe to tłumaczenie było mataczeniem w sprawie, to znaczy: próbą opóźnienia otrzymania przez sąd tych informacji, które mogłyby być ważne - ocenia dr Piotr Szeląg, prawnik i teolog.
- Wszystkie domysły będą się uruchamiały, że jest jakiś niedowład intelektualny, że są tam jakieś haki, że stoi za tym jakiś szwindel, że chce się ukryć kolegów, których mogłoby to obciążyć - wskazuje o. Paweł Gużyński, dominikanin.
Sprawa byłego księdza
Przed sądem w Chodzieży toczy się proces Krzysztofa G., który pierwszy raz miał skrzywdzić pana Szymona, wtedy jeszcze ministranta, gdy miał 14 lat i nie przestawał przez kolejne kilkanaście lat, jak mówi ofiara.
Po procesie kościelnym sprawca został wydalony ze stanu kapłańskiego.
- Myślę, że tam (w dokumentach - przyp.red.) są takie treści, które w miarę szybko zakończyłyby tę sprawę - ocenia ofiara Krzysztofa G.
- Sąd kościelny zgromadził całe dossier księdza, który dopuszczał się nadużyć. Już teraz wiemy, że nie dotyczy to jednego pokrzywdzonego. Sąd ma prawo wiedzieć, od kiedy były sygnały - wskazuje Artur Nowak, pisarz, prawnik i współautor książki "Gomora. Pieniądze, władza i strach w polskim Kościele".
Nawet jeśli poznańska kuria rzeczywiście wysłała dokumenty do Watykanu, praktyka procesów kanonicznych wskazuje, że została kopia akt - może nawet niejedna.
- Podejrzewam, że te akta są albo w innym miejscu, albo są zniszczone - uważa dr Piotr Szeląg, prawnik i teolog.
Może się zdarzyć, że jeśli do przeszukania u arcybiskupa Gądeckiego dojdzie, śledczy niczego tam nie znajdą. Sąd w Chodzieży z pewnością się z tym liczy, ale i tak zapowiada działania.
- Ze strony sędziego jest działanie, które ma też znaczenie symboliczne. To jest przypomnienie o tym, że wszyscy obywatele - bez względu na to, w jakich instytucjach pracują i działają - muszą respektować polskie prawo - zwraca uwagę dr Szeląg.
Poznańska kuria w poniedziałek w wydanym komunikacie oświadczyła, że na pytania dziennikarzy o przeszukanie odpowie później. "Informujemy, że odpowiedź na postanowienie zostanie najpierw przekazana do Sądu Rejonowego w Chodzieży" - możemy przeczytać.
Nie tylko tam mają problem z dostępem do kościelnych akt. - To jest kanon, to jest jakaś strategia . Mam wrażenie, że na szczeblu episkopatu doszło do jakiegoś porozumienia: że nie będziemy udostępniać akt żadnego postępowania kościelnego sądom, komisji, która zajmuje się pedofilią, nikomu - uważa Artur Nowak.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24