W sprawie nowego prawa jest już nowy spór. Mandatu nie będzie można nie przyjąć - taki jest nowy pomysł i w nowym projekcie obywatel zostaje z problemem sam. Po tym, jak sypały się mandaty na protestach, warto zapytać - skąd nagle taki plan?
Projekt poselski w Sejmie pojawił się nagle i bez zapowiedzi w piątek wieczorem. Czuwa nad nim Jan Kanthak z Solidarnej Polski, który projekt złożył i od tego czasu milczy. Projekt jest tak profesjonalnie napisany, że wszystkie tropy prowadzą do Ministerstwa Sprawiedliwości.
- Zbigniew Ziobro po raz kolejny podrzucił takiego śmierdzącego śledzia do obozu PiS-u, który ma po prostu tam wzburzyć pianę - twierdzi Krzysztof Gawkowski z KKP Lewicy, Wiosny.
Reakcje posłów PiS są bardzo wstrzemięźliwe.
- To jest projekt, przypominam, a nie prawo obowiązujące i ustawa. Nie ma mojego podpisu - mówi Bolesław Piecha z KP PiS.
Reakcja koalicjanta z Porozumienia jest już bardziej zdecydowana.
- Są pewne obawy, że może to naruszać pewne podstawowe prawa obywatelskie - mówi Jan Strzeżek z Porozumienia.
Szef Porozumienia napisał wprost, że sprzeciwia się próbom zniesienia możliwości odmowy przyjęcia mandatu. Bez tego poparcia projekt nie ma szans. Po co więc środowisko Ziobry z nim wystąpiło?
- To jest na pewno element walki z Morawieckim. Wychodzenie z czymś takim kompletnie, moim zdaniem, nie służy tej próbie opanowania sytuacji epidemicznej - mówi profesor Andrzej Rychard, socjolog z PAN.
Policjanci "w istocie wydają wyrok"
Projekt Ziobry nie wpisuje się w plan wspólnej walki z pandemią. Wpisuje się natomiast w scenariusz kolejnej walki wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy.
- Po to, żeby minister Ziobro mógł pokazywać, że on jest cały czas spójny, że on jest przedstawicielem tej części Zjednoczonej Prawicy, która zdecydowana jest występować przeciwko tego rodzaju protestom - uważa profesor Andrzej Rychard.
W ustawie chodzi właśnie o to, żeby takie osoby, jak demonstranci podczas Strajków Kobiet, nie mogły już odmówić przyjęcia mandatu. Policjant decyduje - i trzeba zapłacić w ciągu siedmiu dni.
- (To - przyp. red) nadanie policjantom, no, powiedzmy wprost, niezgodnej z konstytucją możliwości wymierzania sprawiedliwości. Bo w istocie wydają wyrok. To się nazywa ładnie "mandat", ale to jest decyzja organu państwowego, która rozstrzyga o tym, czy ktoś popełnił wykroczenie - zauważa Mikołaj Pietrzak, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie.
"Możliwość rozstrzygnięcia bez procesu"
W trakcie Strajku Kobiet demonstrujący odmawiali przyjmowania mandatów. Sądy, do których wnioski kierowała policja, stawały po stronie prawa do wolności zgromadzeń. Po zmianach byłoby inaczej.
- Może się okazać, że może dojść nawet do egzekucji tego mandatu, a obywatel nie będzie mógł uzyskać kredytu. Orzeczenia sądu pierwszej instancji nie są od razu wykonywane, a tu dajemy policjantowi moc rozstrzygnięcia bez procesu, bez dowodów - mówi Mikołaj Pietrzak.
Przedstawiciele władzy tłumaczą, że robią to wyłącznie w celu odciążenia sądów i pomocy ludziom.
- Co w sytuacji, w której, także na tych protestach, obywatel przyjął mandat? Jakie dzisiaj ma ten obywatel środki? - pyta Artur Soboń, wiceminister aktywów państwowych z KP PiS.
Na rządowej stronie gov.pl dziś można znaleźć informacje na przykład o tym, jak odwołać się od przyjętego już mandatu drogowego. Dla opozycji jest jasne - to pomysł na państwo policyjne, w którym policja decyduje o winie i karze.
- Ta zmiana prawa jest właśnie po to, żeby zastraszyć polskich obywateli - uważa Cezary Tomczyk z KP Koalicji Obywatelskiej, Platformy Obywatelskiej.
O tym, czy projekt będzie w Sejmie rozpatrywany, zdecyduje Jarosław Kaczyński.
Autor: Katarzyna Kolenda-Zaleska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24