Onkologia w czasie pandemii. Chorzy czekają na planowe zabiegi, lekarze mówią o katastrofie, a minister o "zielonej wyspie". Dużo w tym emocji i nerwów, co pokazał spór o respiratory na Mazowszu.
- Myślę, że ta sprawa jest już po prostu załatwiona - tak wojewoda mazowiecki skomentował spór o respiratory i odwołane operacje chorych na raka.
Po tym, jak Konstanty Radziwiłł nakazał w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie zwiększyć liczbę łóżek respiratorowych dla pacjentów z COVID-19, placówka musiała odwołać planowe zabiegi. Zabiegi ratujące życie, bo jako jedyne dające szansę na wyleczenie chorym z rakiem płuc. O sprawie jako pierwszy napisał "Wprost".
- Łózka respiratorowe zostaną dla pacjentów covidowych wyznaczone nie na Oddziale Intensywnej Terapii, tylko na zwykłym oddziale - zapewnił Konstanty Radziwiłł. Jego słowa z "dużą satysfakcją" odnotował profesor Tomasz Orłowski z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Zażegnanie konfliktu nie oznacza jednak, że problemu nie ma.
- To, że w tej chwili te decyzje, dotyczące przesuwania zabiegów, dotykają pacjentów onkologicznych, dla nas jest jednoznacznym sygnałem, że mamy w tej chwili katastrofę - uważa profesor Piotr Wysocki, kierownik Oddziału Onkologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.
Pilnie poszukiwane respiratory dla coraz większej liczby ciężko chorujących na COVID-19 pacjentów, muszą być zabierane z innych oddziałów. Wojewoda sam podkreśla - tu nie ma dobrych i prostych wyborów.
- W każdym z kilkuset miejsc respiratorowych, które są wyznaczone na Mazowszu, a także w całym kraju, mamy podobne problemy czy podobne dylematy - zapewnia Konstanty Radziwiłł.
- Nie można ratować jednego życia kosztem drugiego, bo to nie jest sposób, to nie jest metoda - zwraca uwagę profesor Alicja Chybicka, onkolog z kliniki "Przylądek Nadziei" we Wrocławiu.
Konflikt na Mazowszu zwrócił uwagę na jeszcze jedno - problem pacjentów onkologicznych niemal w całym kraju, którzy wbrew słowom wojewody mazowieckiego, że "onkologia jest chroniona", wciąż dotkliwie odczuwają skutki pandemii.
- W onkologii również widzimy opóźnienia, przesunięcia, nie do końca adekwatny strandard postępowania właśnie z uwagi na pandemię - tłumaczy profesor Piotr Wysocki.
"Zielona wyspa"?
Miało być inaczej. Nie dalej jak we wtorek minister zdrowia z sejmowej mównicy zapewniał, że "w sensie systemowym" onkologia jest "zieloną wyspą".
- Nie ma czegoś takiego, jak "zielona wyspa". Jeżeli my mówimy o tym, że nie cierpi onkologia, to tak, być może ona nie cierpiała, ale nie cierpiała tylko i wyłącznie w instytutach onkologii, które to instytuty w pierwszej i drugiej fali walki z pandemią były niejako oszczędzone - wyjaśnia profesor Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
O ile w wyspecjalizowanych instytutach nie tworzono oddziałów covidowych, to w szpitalach powiatowych czy wojewódzkich - już tak. I to w nich przekształcenie skutkowało mniejszą liczbą wolnych łóżek czy przyjmowanych pacjentów - w tym tych z nowotworami.
- Zabiegów również jest mniej. Chociaż przyznaje, stajemy na głowie, na rzęsach i innych możliwych częściach ciała po to tylko, żeby te zabiegi onkologiczne były zawsze priorytetem i żeby mogły się odbywać - mówi doktor Magda Wiśniewska, kierownik szpitala tymczasowego w Szczecinie.
- W naszym ośrodku w ciągu roku przybyło ponad 15 procent nowych chorych z innych ośrodków, którzy nie mogli dostać się na leczenie do innych ośrodków, lub u których leczenie zostało przerwane z powodu sytuacji pandemicznej - dodaje profesor Piotr Wysocki.
Lekarze biją na alarm - onkologia cierpi niemal od początku pandemii i "zieloną wyspą" jeszcze długo z pewnością nie będzie.
Autor: Marta Balukiewicz / Źródło: Fakty po południu
Źródło zdjęcia głównego: tvn24