To nie miało prawa się wydarzyć. Ani to, co zrobili mu rosyjscy żołnierze, ani to, że przeżył. Mykoła Kuliczenko był torturowany, postrzelony w głowę i żywcem zakopany w grobie. Spotkał się z nim reporter "Faktów" TVN.
- Kiedy nas zakopali, mnie żywcem, to jeszcze dwa razy wystrzelili kontrolnie. Trafili w ciało młodszego brata. I tak on uratował mi życie - opowiada Mykoła Kuliczenko. 21 marca w lasku, kilkaset metrów od wsi Wiszniewe, rosyjscy żołnierze chcieli rozstrzelać jego i dwóch jego braci. Strzały wycelowane były w głowę. Bracia zginęli na miejscu. On uratował się cudem. Mykoła miał naciągnięty na głowę kaptur i Rosjanie nie zauważyli, że po strzale mężczyzna jeszcze żył. Była noc. Bracia mieli związane ręce i nogi. - Jeden z nich się śmiał "twój młodszy już jest załatwiony" - opowiada Mykoła.
Ciała trzech mężczyzn rosyjscy żołnierze wepchnęli do dołu, który wcześniej wykopali. Ciało młodszego brata rzucili na Mykołę i zasypali ziemią. - Nie wiedziałem, czy odjechali, ale nie miałem już powietrza. Wypychałem ciało brata. Ciężko było, ale się wydostałem - mówi ocalały Mykoła. Siostra Mykoły - Iryna - pokazuje kalosze jednego z braci, które znaleźli obok mogiły. Jak mówi, buty całe były w zaschniętej krwi.
Na wpół przytomny i ranny Mykoła piechotą dotarł do sąsiedniej miejscowości. Tam pomogła mu Walentyna Pietrowna.
- Wyglądał strasznie. Głowa we krwi, twarz spuchnięta i w siniakach. Nakarmiłam go, umył się. Syn narysował mu mapę, jak iść z dala od dróg, by go Rosjanie nie zobaczyli. Do domu miał 40 kilometrów - opowiada Walentyna Pietrowna Ryjda, mieszkanka miejscowości Bużanka.
"Żeby oni wszyscy zdechli"
Wszystko zaczęło się trzy dni przed zbrodnią. W pobliżu wioski Dowżyk w obwodzie czernichowskim, gdzie mieszkali bracia, została rozbita rosyjska kolumna. Żołnierze zaczęli przeszukiwać domy w poszukiwaniu dywersantów. Z jednego zabrali trzech braci - Dmitra, Mykołę i Jewhena - byłego żołnierza, który walczył na wschodzie Ukrainy z separatystami. Ktoś we wsi na nich doniósł. - Wszystko przez jego wojskową torbę. On miał tram mundur i wyposażenie. Nie chował jej, leżała w domu. Nie było jej, gdy ich zabrali. Od razu poczułam, że to się źle skończy - mówi Iryna Kuliwiec, siostra zamordowanych mężczyzn.
Rosjanie zabrali braci do swojego sztabu, w wiosce Wiszniewe - 40 kilometrów od domu. Trzy dni torturowali i bili, grozili śmiercią, chociaż bracia byli niewinni. Mykoła był pobity, ranny i miał połamane żebra.
Ukraińska prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie zbrodni. Nie wiadomo jednak, czy uda się ustalić nazwiska zbrodniarzy. - Żeby oni wszyscy zdechli w męczarniach. I wszystkie następne pokolenia. Ich dzieci i wnuki. Oni są gorsi niż faszyści - mówi Iryna.
Gdyby Mykoła nie wydostał się z mogiły, być może nigdy nie znaleziono by tego miejsca. Zaginionych ludzi, zabranych przez Rosjan i takich miejsc szukają setki mieszkańców okupowanych terytoriów Ukrainy.
Autor: Andrzej Zaucha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN