Każdy ma prawo demonstrować - powtarzają politycy PiS z premierem na czele. Co innego mówił w niedzielę minister edukacji. A prezydent Białegostoku chce, by prokuratura zajęła się lokalnymi politykami PiS, którzy mieli brać czynny udział w ustawianiu blokad Marszu Równości.
- Tego typu marsze wywoływane przez środowiska próbujące forsować niestandardowe zachowania seksualne budzą ogromny opór. W związku z tym warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane - stwierdził w niedzielę minister edukacji.
We wtorek już inaczej interpretował swoją własną wypowiedź. - Pani źle odczytała moje słowa. Ja tylko mówiłem o tym, że tego typu manifestacje budzą ogromne emocje - stwierdził Dariusz Piontkowski.
Interpretacja numer dwa odnosi się do niedzielnych słów ministra. - Mamy prawo do zgromadzeń, ale prawo bezpieczeństwa, życia ludzkiego wydaje mi się dużo ważniejsze niż prawo do zgromadzeń - mówił wtedy. We wtorek tłumaczył: - Mówiłem o tym, że warto przygotować się na skutki organizowania takich manifestacji.
- Być może byłem nieprecyzyjny w swojej wypowiedzi - stwierdził minister.
Minister oświaty zapewnia, że jednak nie jest za odbieraniem niektórym Polakom prawa obywatelskiego, jakim jest prawo do demonstrowania.
Różnica interpretacji?
W tej sprawie Rzecznik Praw Obywatelskich prosił o wyjaśnienia premiera, a rzecznik rządu przed kamerą kilka razy powtarzał jedno zdanie - "rząd uważa, że każde zgromadzenie, które jest legalne powinno się odbywać". - Myślę, że pan minister Piontkowski o tym też doskonale wie - dodał Piotr Müller, rzecznik prasowy rządu.
- Liczę na to, że pan premier odpowie na moje pismo i dostanę to na piśmie, że faktycznie ten rząd traktuje wolność organizowania pokojowych zgromadzeń jako absolutnie jedno z najważniejszych praw obywatelskich i potępi po prostu wypowiedź ministra edukacji narodowej - stwierdził Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich.
Premier nie odpowiedział na pytanie o dymisję ministra. - Potępiamy, ja potępiam te chuligańskie, agresywne zachowanie, które mieliśmy okazję zaobserwować podczas wydarzeń w Białymstoku - stwierdził jedynie premier.
- Jeżeli żyjemy w kraju, w którym trzeba udowadniać, że jest demokracja, to już sami powinniśmy się zastanowić, czy nie jest zagrożona - ocenia Cezary Tomczyk z Platformy Obywatelskiej. - Po takiej wypowiedzi powinna być natychmiastowa dymisja - uważa z kolei Marcin Kierwiński z PO.
Zawiadomienie do prokuratury
Prezydent Białegostoku zawiadamia prokuraturę w sprawie działaczy PiS-u - a konkretnie - współpracownika marszałka województwa, a także dwóch radnych - jednego miejskiego, drugiego wojewódzkiego.
- Materiały zamieszczone w internecie w sposób jednoznaczny wskazują na ich czynny udział w ustawieniu blokad przeciwko marszowi - mówi Tadeusz Truskolaski, Prezydent Białegostoku.
Działacze PiS-u zaprzeczają. W pismach zapewniają, że nie łamali prawa, że nie blokowali, że brali tylko udział w pikniku organizowanym przez marszałka z PiS-u.
Transparent i nagrania
Głównym rekwizytem pikniku był transparent z napisem "Mama i Tata największym skarbem świata!" był widoczny i też w czasie starcia z policją, która chroniła legalny Marsz Równości i została obrzucona butelkami.
- Sytuacja była bardzo dynamiczna i w pewnym momencie, jak doszliśmy do katedry faktycznie jest ta sytuacja, że baner został zwinięty. Co się później z nim działo? Nie wiem - tłumaczył w poniedziałek Artur Kosicki, marszałek województwa podlaskiego.
Zdjęcia z momentu, gdy atmosfera była zupełnie niepiknikowa pokazują wyraźnie, gdzie byli i jak się zachowywali działacze PiS-u. Każdy może rozstrzygnąć czy wyglądają na przypadkowe i zagubione osoby, czy także z megafonem w ręku decydowali o tym jaka była atmosfera, jakie były hasła. I jak to się zakończyło.
Jedna policjantka odniosła obrażenia. Przed, i po manifestacji, doszło do czegoś, co prezydent miasta nazwał polowaniem na ludzi.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN