Wbrew deklaracjom Jarosława Kaczyńskiego, Sejm może nie uchwalić zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Politycy PiS-u dopuszczają wycofanie się z części projektu. Cieszy to producentów, którzy mówią o przejrzeniu na oczy. Martwi obrońców zwierząt, dla których jest to odwracanie oczu od okrucieństwa.
Lis Ferdynand teraz może bawić się w trawie, ale sporą część życia spędził w klatce, z której miał trafić wprost na czyjąś szyję. Na szczęście, z "kumplem" Cyrylem, znalazł azyl w poznańskim zoo. - Liski w pełni używają tej przestrzeni, tego wybiegu. Uwielbiają kopać, zakopują smakołyki - mówi Joanna Piechorowska ze Starego Zoo w Poznaniu.
W listopadzie 2017 roku wydawało się, że także inne lisy, norki oraz jenoty, mają szanse na ratunek. Prezes Kaczyński zapowiedział, że zostanie wprowadzony zakaz hodowli zwierząt na futra.
- Jeśli chodzi o zakaz hodowli zwierząt futerkowych, to jest to kwestia stosunku do zwierząt, to kwestia serca - mówił prezes PiS. Dodawał też, że zakaz oznacza ochronę ludzi mieszkających przy fermach, którzy zdaniem prezesa "cierpią z powodu odoru".
Odwrót przed wyborami?
Teraz pojawiają się głosy, że ze znowelizowanej ustawy o ochronie zwierząt, zakaz hodowli zwierząt futerkowych zostanie usunięty. - Jeżeli nawet trzeba by było okroić tak tę ustawę, że będzie dotyczyła tylko zwierząt domowych, to jest tam bardzo dużo rzeczy istotnych - twierdzi Krzysztof Czabański, poseł PiS należący do Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt.
Maja Ostaszewska, przeciwniczka futer, odpowiada, że dla zwierząt to bez znaczenia. - Życie tych zwierząt to jest koszmar. Trzymanie ich w tak małych klatkach to już jest samo w sobie znęcanie się nad nimi. To jest tak, jakby człowieka zamknąć w pudełku wielkości trumny i kazać mu tak przeżyć całe życie - argumentuje aktorka.
Zdaniem posła Pawła Suskiego z PO zmiana planów może wynikać z tego, że zbliżają się wybory samorządowe, a PiS nie chce się narażać hodowcom. - Być może w klubie prezes Jarosław Kaczyński traci wpływy, może powinien bardziej asertywnie podejść (do tej sprawy - przyp. red.) - zastanawia się.
"Co roku zabija się dziesięć milionów zwierząt"
- To jest bardzo dobra wiadomość dla wszystkich, również dla zwierząt. Dlatego, że zwierzęta będą hodowane w kraju z tradycjami, a nie na szeroko pojętym wschodzie - stwierdza Daniel Żurek z Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych.
Hodowcy podkreślają też, że unikną zwolnień.
- To przemysł, który nie tworzy wielu miejsc pracy - zwraca uwagę Paweł Rawicki ze Stowarzyszenia "Otwarte Klatki". - Trudno nam zrozumieć dlaczego środowisko związane z Tadeuszem Rydzykiem wspiera środowisko hodowców norek.
Niektórzy politycy, w tym przewodniczący sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Jarosław Sachajko (Kukiz'15), twierdzą, że w polskich fermach "standardy spełniane są na najwyższym poziomie". Ale rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Dzikie zwierzęta trzymane w ciasnocie, nawet podłogę mają z kratki. Bywa, że nieleczone, na koniec są rażone prądem bądź zagazowywane.
- W Polsce co roku zabija się dziesięć milionów zwierząt na futro. Jesteśmy drugim krajem pod tym względem w Europie, a trzecim na świecie - podkreśla Martyna Kozłowska, członkini Międzynarodowego Ruchu Na Rzecz Zwierząt.
- W Europie tego rodzaju praktyk się zakazuje, a często przenosi się takie firmy do Polski. To powinno być niedopuszczalne. Nie możemy być krajem drugiej kategorii - mówił w 2017 roku Kaczyński. Czy tak się stanie?
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24