"Latynoski Trump" rządzi Argentyną od grudnia 2023 roku i ma rezultaty. Inflacja spadła 10-krotnie. To rezultat polityki bezwzględnych cięć, które Javier Milei obrazował występami z piłą mechaniczną. Tymczasem Argentyńczycy widzą głodowe emerytury, rosnące bezrobocie i cięcia wydatków socjalnych. Ostatni strajk generalny zatrzymał niemal cały kraj.
Cięcia piłą łańcuchową były jego głównym hasłem wyborczym. W kampanii prezydenckiej Javier Milei obiecywał Argentyńczykom, że tylko radykalne oszczędności uratują gospodarkę. Dlatego zaraz po objęciu władzy nowy prezydent zlikwidował 11 ministerstw i większość państwowych subwencji, zwolnił 42 tysiące pracowników budżetówki i uwolnił ceny spod centralnej kontroli.
Ofiarami tej polityki stali się przede wszystkim najbiedniejsi, dlatego już trzeci raz w ciągu półtora roku Argentyńczycy ogłosili strajk generalny. - Pociągi nie jeżdżą, więc muszę poszukać innego transportu, ale wierzę, że wszyscy mają prawo strajkować, a wobec tego, co wyczynia obecny rząd, protestów powinno być jeszcze więcej - mówi Hugo Velazquez, mieszkaniec Buenos Aries.
Przez dobę w Argentynie nie jeździły pociągi, odwołano wszystkie krajowe połączenia lotnicze, a w Buenos Aires zatrzymano metro. W ten sposób największe związki zawodowe sprzeciwiają się radykalnym cięciom budżetowym. Organizując strajk, związkowcy wsparli emerytów, którzy protestować zaczęli jako pierwsi. Średnia miesięczna emerytura wynosi w Argentynie około 300 dolarów.
- Chcemy odzyskać godność, którą rząd nam odebrał. Zabrali nam pieniądze, środki do życia, leki, a po tym wszystkim prezydent urządził grilla, gdzie świętował to, co udało mu nam się zabrać - mówi Walter Piriz, emeryt, który wziął udział w proteście.
W wielkich demonstracjach do emerytów dołączyły społecznie silniejsze grupy. Oprócz związków zawodowych także kibice największych klubów piłkarskich, które w Argentynie są bardzo wpływowe. W połowie marca podczas jednej z takich manifestacji doszło do starć kibiców z policją. Kilkadziesiąt osób zostało wtedy rannych.
Wyraźny spadek inflacji, ale też wysoki wskaźnik skrajnego ubóstwa
Javier Milei chce odejść od tzw. opiekuńczego modelu państwa i trzeba przyznać, że oszczędności zaczęły dawać efekty. Widać to przede wszystkim po inflacji, która jeszcze rok temu wynosiła aż 290 procent. Teraz spadła do około 60 procent.
- Udało nam się uratować Argentynę przed najgorszym kryzysem gospodarczym w historii. Uniknęliśmy hiperinflacji i bezprecedensowej katastrofy społecznej. A to wszystko dzięki wprowadzeniu w życie pomysłów, które już kiedyś w przeszłości pozwoliły nam się stać ekonomiczną potęgą - podkreśla prezydent Argentyny.
ZOBACZ TEŻ: Prezydent Argentyny zagrożony impeachmentem. Mówi o "brudnych szczurach"
Nadal jednak utrzymuje się bardzo wysoki wskaźnik skrajnego ubóstwa, co oznacza, że wielu Argentyńczyków po prostu nie ma co jeść. Milei powiększa zadłużenie. Kilka dni temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy zatwierdził wynoszącą 20 miliardów dolarów pożyczkę dla Argentyny. Pieniądze mają ożywić gospodarkę, w tym przede wszystkim zwiększyć inwestycje.
- Popieram to, co robi, głosowałem na niego i ufam mu. Zmiana jest zawsze trudna, ale wierzę, że będzie lepiej - uważa Mariano Morales, z zawodu kucharz. - Cały czas się zadłużamy, ceny idą w górę, a ludzie są już tym potwornie zmęczeni. Dostaliśmy pożyczkę, ale co z tego? Czasami myślę, że dla Argentyny nie ma już ratunku - opowiada Estela Garrido, mieszkanka Buenos Aires.
Javier Milei bywa nazywany "Donaldem Trumpem Ameryki Południowej". Podziwia amerykańskiego prezydenta, był na jego zaprzysiężeniu, a Elonowi Muskowi sprezentował swoją piłę łańcuchową, by tak jak on rozprawił się z rzekomym przerostem administracji.
Sympatia jest przez Waszyngton odwzajemniona. W poniedziałek do Buenos Aires ma przylecieć amerykański sekretarz skarbu, by pokazać wsparcie dla radykalnych działań prezydenta Argentyny.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/JUAN IGNACIO RONCORONI