Do komisariatu policji w Sulechowie wpadła kobieta, która powiedziała, że została zaatakowana na ulicy. Mężczyzna, z którym wcześniej była związana, jeździł za nią krok w krok. W aucie - jak się okazało - miał trzy pistolety, paralizator, maczetę, dwa pojemniki z benzyną i wyprodukowaną przez siebie bombę.
Przerażona kobieta wbiegła do komisariatu policji w Sulechowie. Powiedziała, że na ulicy została zaatakowana przez byłego partnera.
- Mężczyzna wyciągnął broń. Wykonał taki ruch, jakby przeładowywał tę broń. Kobieta się zdenerwowała, przestraszyła. Udało jej się uciec - opowiada podinsp. Małgorzata Stanisławska, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
- Ten mężczyzna wcześniej również na podwórko tej kobiety rzucił jakąś bombę - twierdzi Ewa Antonowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Prywatny arsenał
Policja potraktowała sprawę bardzo poważne. Po dwóch godzinach zatrzymano napastnika. Jeździł po okolicy, cały czas szukając byłej partnerki. Okazało się, że miał przy sobie i w samochodzie cały arsenał. Trzy pistolety z dużym zapasem amunicji, nóż, maczetę, paralizator, dwa pojemniki z benzyną i własnoręcznie skonstruowaną bombę.
- Policjanci przyjechali ze specjalnym robotem, który wydobył te niebezpieczne materiały. Te materiały zostały przewiezione na poligon, a następnie w bezpiecznych warunkach zdetonowane - mówi podinsp. Małgorzata Stanisławska.
Co napastnik chciał zrobić swojej ofierze? Tego nie wiadomo. - U tego podejrzanego znaleziono substancje psychotropowe, środki odurzające, więc tutaj najprawdopodobniej to są takie prześladowcze jakieś jego wyobrażenia - komentuje Ewa Antonowicz.
Niezależnie od motywów, jakimi się kierował i co chciał zrobić, mężczyzna odpowie za groźby karalne, nielegalne posiadanie broni i wytwarzanie materiałów wybuchowych - za co grozi mu nawet osiem lat więzienia.
Autor: Dariusz Łapiński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24