Według wojewody pomorskiego, straty po nawałnicy wyniosły 120 milionów, a według marszałka tego województwa - 10 razy więcej. Na Pomorzu trwa szacowanie strat, a póki nie uda się ustalić ile naprawdę wynoszą, rząd nie może wystąpić o pomoc do Europejskiego Funduszu Solidarności.
- Na pomoc rządową nadal czekamy - mówi jedna z ofiar nawałnic. Wtorkowy sejmowy spór o to, co rząd zrobił po wakacyjnych nawałnicach, to kolejny dowód na to, jak bardzo mogą się różnić wyobrażenia od rzeczywistości. We wtorek minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak zapewniał, że pieniądze są wypłacane, że pretensje o opieszałość można mieć, ale nie do niego, tylko do samorządów. Tłumaczył, jednocześnie atakując opozycję, dlaczego dotąd polski rząd nie wystąpił o wsparcie z Europejskiego Funduszu Solidarności.
- Informuję, że złożenie wniosku o wsparcie z Funduszu Solidarności, jest możliwe dopiero po pełnym oszacowaniu strat - mówił we wtorek minister Błaszczak.
Rzeczywiście straty wciąż są szacowane - ale różnice w tych szacunkach - zwłaszcza w województwie pomorskim - mogą zaskakiwać. Według wojewody, te w różnych budynkach oraz infrastrukturze komunalnej sięgnęły 122 milionów. Według marszałka, który uwzględnia też śmierć ludzi, zniszczenia w lasach i uprawach - to ponad dziesięć razy więcej.
- Uważam, że powinniśmy przystąpić do realnych, rzeczywistych kosztorysów, które będą uzasadniać sięgnięcie po taką pomoc. To jest w interesie mieszkańców - mówi marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk.
Marszałek nie chce spekulować skąd tak ogromne różnice w szacunkach. Nie wie, czy wojewoda, który w środę odmówił wypowiedzi (a już raz zasłynął oceną sytuacji, gdy mówił, że "nie będziemy ściągać wojska do grabienia liści") usiądzie do rozmów i tworzenia kosztorysów dla dobra mieszkańców.
- Tu nie powinno być sporu i kłótni, a wspólny stół, dyskusja i wspólne działanie - ocenił Tadeusz Cymański z PiS. Bardzo podobnie w piątek mówiła wizytująca zniszczone miejsca wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego. - Aby uzyskać pomoc europejską, musi być współpraca władz samorządowych i państwowych, byśmy mogli jak najszybciej udzielić pomocy - mówiła Mairead McGuinness.
Strach czy "chore ambicje"?
By Polska dostała pieniądze z Funduszu Solidarności, potrzebny jest wniosek, jednak go nie ma. W Sejmie często mówi się, że nie tylko z powodu trwającego szacowania strat. - To jest problem PiS, który tak wszystkich sobie zraził w UE, że się boi wystąpić po pieniądze z funduszy - twierdzi Marek Sawicki z PSL. - Ja nie sądzę, że tu chodzi o strach, tylko o jakieś chore ambicje - ocenia Ewa Lieder z Nowoczesnej.
Minister Błaszczak mówił we wtorek, że rząd "niezwłocznie wprowadził uproszczone procedury, związane z odbudową" oraz "zwiększył pomoc finansową na odbudowę domów". Mieszkańcy terenów, w które uderzyła nawałnica, twierdzą jednak, że pomoc nie jest wystarczająca, a ubieganie się o wszelkie zezwolenia wciąż zajmuje zdecydowanie za dużo czasu.
By otrzymać pieniądze z Funduszu Solidarności, straty muszą przekroczyć konkretny próg finansowy - dla województwa pomorskiego to niecałe półtora miliarda złotych.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN