PKW może jedynie apelować o to, by nie prowadzić kampanii, bo nie ma narzędzi, by kogokolwiek ukarać. Politycy powinni czekać na ogłoszenie terminu wyborów - stwierdza Państwowa Komisja Wyborcza i proponuje zmianę przepisów.
Warszawa najbardziej niepokoi Państwową Komisję Wyborczą. - Wzywamy te podmioty do zaprzestania takiej działalności - apeluje Wojciech Hermeliński, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej i tłumaczy, że to "obejście kodeksu" i naruszenie równości kandydatów. - Kandydaci, którzy nie prowadzą kampanii, są w gorszej sytuacji, bo mają mniej czasu później na zaistnienie w przestrzeni wyborczej - tłumaczy. Apele i wątpliwości PKW podzielają ci, którzy jeszcze nie wystawili kandydatów.
Kto płaci?
- To jest kwestia wykorzystywania jeszcze urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości do prowadzenia kampanii, dlatego ja bym chciał, żeby i Trzaskowski, i Jaki powiedzieli, z czego finansują obecną nielegalną kampanię - mówi Stanisław Tyszka, wicemarszałek Sejmu z ramienia Kukiz'15. Apele PKW to w tej chwili nic więcej niż grożenie palcem. - Możemy tylko apelować niestety, bo nie mamy żadnych narzędzi, żeby powstrzymać tego rodzaju działania - przyznaje Hermeliński. Dopiero później, przy analizie sprawozdań finansowych komitetów, PKW będzie mogła sprawdzić, czy pieniądze na kampanię, ich źródła i wydatki są zgodne z prawem. Ale każde spotkanie - najbardziej kampanijne - można nazwać, na przykład, konsultacjami społecznymi. Największe partie nie przejmują się więc apelami PKW.
Idą zmiany?
- Te przepisy są nieżyciowe i należałoby się zastanowić nad modyfikacją - stwierdza Adam Bielan, wicemarszałek Senatu z Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość. - Realnie o kampanii możemy mówić, kiedy zaczynają się pojawiać ulotki - twierdzi z kolei Katarzyna Lubnauer, liderka Nowoczesnej. O kampanii możemy też mówić, gdy zamiast ulotek są fanfary. Nowoczesna i Platforma prowadziły kampanię, reklamując swoich kandydatów w Lesznie i we Wrocławiu. Kandydat PiS w Gdańsku też prowadził kampanię. A cały rząd i najbardziej znani w PiS liczą już w tygodniach kampanijne podróże po Polsce.
"Pod publiczkę"
Te podróże przynoszą zaskakujące oświadczenia. - Przez osiem lat rządzili nami oszuści - stwierdził Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu z PiS, po czym usłyszał pytanie od wyborcy: "Jak to się stało, że przez dwa i pół roku nikogo nie złapaliście z tych rzekomych złodziei - a rządzi taki wspaniały szeryf?!". Skonsternowany wicemarszałek odparł: "Złapanych jest tak dużo, że chyba nie nadążamy z pracą". Wicemarszałek Sejmu mówił nie tylko o złapanych i nienadążaniu z pracą w tej sprawie. Mówił też o nagrodach i obniżeniu wynagrodzeń polityków. Zapytany o "program koryto plus dla swoich Misiewiczów - czy jest równie pokaźny, jak program 500 plus", Ryszard Terlecki odpowiedział: "Te nagrody zostały zwrócone - przy okazji zrobiliśmy coś takiego pod publiczkę trochę: obniżamy wynagrodzenia posłom". W czasie sejmowych prac marszałek Sejmu z PiS nie mówił, że działania PiS są "pod publiczkę". Nawet w kampanii politycy rzadko mówią o tym tak wprost.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Adrian Grycuk | Wikipedia, CC BY-SA 3.0