Internetowa przemoc i jej realne skutki. Szkoły, policja i ministerstwa robią za mało, żeby przed nią chronić. Raport NIK dokładnie wylicza dlaczego. Poniżanie, ośmieszanie czy gnębienie w internecie to chleb powszedni nawet co drugiego dziecka w Polsce.
Wiedzą z doświadczenia lub ze słyszenia, że w onternecie nie zawsze jest przyjemnie. Zapytani gimnazjalni trzecioklasiści mówią, że rówieśnicy naśmiewają się z innych, wyzywają i wklejają bez zgody zdjęcia innych osób.
To świat, o którym dorośli nie mają pojęcia. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że Ministerstwo Edukacji, Ministerstwo Cyfryzacji, szkoły i policja robią za mało, żeby dzieci i młodzież przez przemocą w internecie chronić. - Nie ma wspólnej linii walki z cyberprzemocą oraz ochrony małoletnich przed jej skutkami - komentuje wyniki raportu Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli.
Dlatego wykrywa się zaledwie kilka procent przypadków, a z przemocą w internecie spotkał się praktycznie co drugi uczeń i to w wielu różnych formach. Najczęściej to są to wyzwiska (60 proc. uczniów spotkało się z tą formą przemocy) poniżanie i ośmieszanie (58 proc.) i podszywanie się pod kogoś innego (41 proc.).
- Problem, który 2-3 lata temu można było można było określić, w jakichś ramach zamknąć, w tym momencie wymknął się spod kontroli. Niestety świadomość osób dorosłych jest bardzo niska w tym zakresie - mówi Jakub Ubych, ekspert do spraw cyberprzemocy ze Stowarzyszenia "In Gremio".
"Dowiadujemy się nie od ofiar, a od ich kolegów"
Ponad połowa badanych nauczycieli i rodziców twierdzi, że problem znają. Z teorii. Bo w praktyce, gdy się z nim zetkną, nie potrafią go rozpoznać. Według kontrolerów z NIK Ministerstwo Edukacji Narodowej nie opracowało wytycznych dla szkół jak radzić sobie z problemem, więc każda radzi sobie po swojemu.
- Do korzystania z mediów trzeba przygotowywać od najwcześniejszych klas. To nie jest tak, że postawy zmienią się z dnia na dzień. Wymaga to też zaangażowania rodziców, nauczycieli - mówi Rafał Lew-Starowicz z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Z tym niestety bywa różnie. - Często od rodziców słyszymy: jeżeli moje dziecko siedzi w domu, to jest bezpieczne - mówi Ubych.
A o tym, że nawet siedząc w domu, dzieje mu się krzywda, od dziecka dowiedzieć się trudno. - Dowiadujemy się nie od ofiar, a od ich kolegów, koleżanek, przyjaciół, którzy wiedzą o tym problemie - podkreśla Elżbieta Borysiewicz-Korowicka, pedagog szkolny.
Bo same ofiary problemem dzielić się nie chcą. Dane NIK mówią, że pomoc do nauczyciela poszłoby 13 procent uczniów, do rodzica - 19 procent. Ale blisko połowa uczniów (49 proc.) nikomu nie powiedziałaby, że jest ofiarą gnębienia w internecie. I o takich przypadkach dorośli dowiadują się zbyt późno.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN