25 godzin oczekiwania na pokonanie tirem granicy polsko-białoruskiej. Pomimo sankcji ruch na polskich przejściach granicznych jest bardzo duży. Powody są proste: unijne embargo nie obejmuje wszystkich towarów, białoruskie władze stworzyły lukę w sankcjach nałożonych na UE, a ponadto przewoźników z UE i z Rosji zastępują konkurenci z Turcji, Serbii czy krajów Azji Centralnej.
W kolejce do przejścia granicznego z Białorusią w Bobrownikach stoi ponad 450 tirów. Czas oczekiwania na odprawę to 25 godzin. W połowie kwietnia Unia Europejska zakazała białoruskim i rosyjskim ciężarówkom wjazdu do strefy Schengen. W odwecie podobny zakaz dla unijnych przewoźników wprowadziły reżimy w Moskwie i Mińsku.
- Wieziemy ładunek do Bobrownik, na terminal TLC. Tam się przeładowujemy i z powrotem - opowiada jeden z kierowców. Terminal znajduje się już na Białorusi. Zgodnie z decyzją białoruskich władz ciężarówki zarejestrowane w Unii Europejskiej docierają tam bez przeszkód, by przeładować towar. Transport towarów przez granicę jest możliwy, jedynie utrudniony.
- Nie komentujemy sytuacji, która ma miejsce po stronie białoruskiej, natomiast przewoźnicy z wszystkich innych krajów niż Rosja i Białoruś mogą wjeżdżać do Unii Europejskiej, o ile nie wiozą towarów, które są zakazane - przekonuje starszy aspirant Maciej Czarnecki, rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Białymstoku.
Embargo nie obejmuje między innymi poczty, leków i żywności.
Ciężarówki z Turcji, Serbii, Azji Centralnej
Przewoźnicy spoza Unii Europejskiej, Rosji i Białorusi nie muszą zatrzymywać się na przeładunek w terminalu granicznym. Skrzętnie z tego korzystają, wypierając z rynku polskie firmy specjalizujące się do tej pory w transportach na kierunku wschodnim.
- Przez teren Polski przejeżdżają tureckie ciężarówki, serbskie ciężarówki czy z Kazachstanu, czy z Uzbekistanu. Oczywiście z krajów, które nie są objęte sankcjami - wylicza Anna Brzezińska-Rybicka, rzeczniczka Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Embargo jest odpowiedzią na rosyjską agresję na Ukrainę. Agresję, w której istotną rolę odgrywa Białoruś. To z jej terenu rosyjskie wojska zaatakowały Kijów.
Przedstawiciele polskich przewoźników nie chcą zniesienia ograniczeń. Domagają się jednak, by uderzały one w agresywne reżimy, a nie w nich. - Rząd powinien jednak mimo wszystko zaoferować jakieś inne możliwości zarabiania pieniędzy dla tych firm albo rekompensatę, bo nie sądzę, aby etycznym było po prostu wspieranie gospodarki państw, które są agresorami - uważa Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców "Transport i Logistyka Polska".
Przed wybuchem wojny towary transportowane do Rosji i Białorusi stanowiły 2,5 procent wszystkich ładunków przewożonych ciężarówkami między Polską a sąsiadami.
Autor: Paweł Szot / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24