Minister obrony zaprasza prezydenta do rozmów na temat armii. Zaprasza zaskakująco - poprzez komunikat prasowy. To kolejny już sygnał, że relacja najwyższego zwierzchnika sił zbrojnych z ministrem obrony nie układa się dobrze. Politycy PiS-u pocieszają, że przecież oficjalnie Andrzej Duda i Antoni Macierewicz podają sobie ręce, ale czy to wystarczy, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo?
Politycy PiS uważnie obserwowali, jak podczas Święta Wojska Polskiego zachowywali się prezydent Duda i minister Macierewicz wobec siebie.
- Widziałem, jak panowie stali obok siebie na defiladzie. Wyglądali na zadowolonych. Gdybym tylko z tego miał oceniać, to widać, że współpraca jest doskonała - mówi Karol Karski, europoseł PiS.
Zakomunikowane zaproszenie
Tyle tylko, że MON w piątek za pośrednictwem komunikatu ogłosił, że "ponawia zaproszenie dla Pana Prezydenta do wspólnego przedyskutowania systemu dowodzenia siłami zbrojnymi oraz innych, ewentualnych pytań i wątpliwości odnośnie raportu Strategicznego Przeglądu Obronnego", czyli tajnego dokumentu zawierającego na przykład prognozy finansowania budżetu obronnego.
Pytanie, dlaczego ministerstwo Antoniego Macierewicza porozumiewa się z prezydentem - najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych - za pomocą komunikatów?
Byli ministrowie obrony są przekonani, że taka forma komunikowania się ministra z głową państwa - nawet taka, gdy wyznaczenie miejsca i czasu spotkania oddaje się prezydentowi - jest nie na miejscu i obraźliwa.
- Od wielu miesięcy mamy do czynienia z niepokojącym serialem, w którym minister obrony narodowej, prawdopodobnie działając z ramienia rządu, ustawia prezydenta w roli petenta - ocenia Bogdan Klich. - Żołnierz nie może mieć dwóch przełożonych, żołnierz nie może obserwować sytuacji, w której minister poucza i poniża prezydenta - dodaje Tomasz Siemoniak
- Gdy chodzi o temperaturę relacji prezydenta i szefa MON-u, to może to nie jest Afryka, ale już nie jest Arktyka - ocenia z kolei europoseł PiS Ryszard Czarnecki.
Bez komentarza
Wątpliwości mogłaby rozwiać premier, ale milczy w tej sprawie. A spory na linii MON-Pałac Prezydencki i Biuro Bezpieczeństwa Narodowego narastają. Chodzi między innymi o wojskowych attache, o kadrowe decyzje ministra, niekonsultowane z prezydentem, o certyfikaty bezpieczeństwa i brak nominacji generalskich.
- To jest komunikat MON-u, ale jest po prostu normalna wymiana korespondencji w sprawie systemu dowodzenia - komentuje sprawę szef BBN Paweł Soloch. Pytany przez reportera TVN24, czy ta wymiana korespondencji będzie się odbywać przez komunikaty prasowe, odparł: - Nie. Komunikat prasowy wydał MON, a nie my.
Minister obrony, gdyby w piątek odpowiadał na pytania, mógłby powiedzieć, dlaczego w czwartek osobiście w Lubinie nie przekazał prezydentowi zaproszenia do rozmów i konsultacji, i dlaczego w piątek posłużył się komunikatem.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN