Zakończyła się ewakuacja Domu Pomocy Społecznej w Drzewicy. Ciężko chorzy pacjenci wreszcie trafili do szpitali, a zakażeni koronawirusem zostali odizolowani. Po tygodniach wołania o pomoc trudno mówić o szczęśliwym finale, bo w placówce umierali ludzie.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
3 kwietnia to początek kryzysu w Domu Pomocy Społecznej w Drzewicy. Objawy koronawirusa pojawiły się już u pacjentów, i u personelu. 4 kwietnia wyniki pierwszych testów pokazały skalę problemu - na 131 osób przebywających w placówce zakażenie SARS-CoV-2 potwierdzono u 16 mieszkańców i 23 pracowników. Dzień później testy dodatnie miało już 37 mieszkańców i 25 pracowników. Zmarło dwóch pensjonariuszy. Nikt nie podjął na czas decyzji, by przewieźć ich do szpitala zakaźnego.
Przez następne dni zakażony personel musiał opiekować się zdrowymi oraz zakażonymi pacjentami. Następnie zapadła decyzja o odizolowaniu zdrowych pensjonariuszy od chorych. Aby nie musieli spać na podłodze, Caritas na cito dostarczał łóżka i materace. W transporcie sprzętu pomagało wojsko.
Wezwania dla pielęgniarek
Dopiero od 8 kwietnia pensjonariusze - ale tylko ci w bardzo ciężkim stanie - odsyłani byli do szpitali. Tego samego dnia do pracy w ośrodku, na wniosek wojewody, stawiły się dwie pielęgniarki - pani Dorota Pożycka i pani Maria Wilczyńska.
Te dwie kobiety miały zaopiekować się ponad 70 schorowanymi, niedołężnymi, niepełnosprawnymi pensjonariuszami - u 32 zdiagnozowano koronawirusa. Spośród czterech pielęgniarek, które też dostały nakaz pracy, jedna nie odbierała wezwania, a trzy poszły na zwolnienia lekarskie.
- Wchodząc tutaj nie ma możliwości, żeby się nie zarazić - mówiła pielęgniarka Dorota Pożycka.
9 kwietnia, czyli po czterech dniach, choć dziennikarze stoją pod DPS-em dzień w dzień, opinia publiczna informowana jest o zgonach z 5 kwietnia.
Apel o natychmiastową pomoc
Na dzień przed świętami liczba zakażonych koronawirusem pensjonariuszy wzrasta do 47, a personelu do 33. Tego samego dnia poinformowano także o śmierci kolejnej osoby.
Przerażeni sygnałami od pani Doroty i Marii ich mężowie i dzieci zaapelowali w liście do rządzących. (...) widać ich fizyczne i psychiczne wycieńczenie, płacz z bezsilności oraz prośby o pomoc (...) - czytamy w piśmie.
13 kwietnia do Domu Pomocy Społecznej w Drzewicy, by sprawdzić stan zakażonych, na ochotnika wszedł lekarz zakaźnik. Mężczyzna zakwalifikował do natychmiastowej hospitalizacji pięciu podopiecznych placówki. Do pomocy dołączyła trzecia pielęgniarka, ale to wciąż było za mało.
- Praca przez tyle dni po 18 godzin bez żadnej przerwy jest zwyczajnym barbarzyństwem - mówił Lech Pożycki, mąż pielęgniarki pracującej w ośrodku.
Decyzja o ewakuacji
W środę 14 kwietnia burmistrz Drzewicy wysyłał alarmujące pismo do sanepidu, bo w DPS-sie nie było lekarza, który mógłby zdecydować o ewakuacji placówki.
Tego samego dnia po godzinie 15:00 zapadła decyzja o rozpoczęciu ewakuacji. Decyzja, którą należało podjąć dwa tygodnie wcześniej. Udało zorganizować się ludzi, transport i miejsca w szpitalach zakaźnych.
Trwa dezynfekcja, by niezakażeni pensjonariusze mogli wrócić do domu.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24