W warszawskiej stacji pogotowia ratunkowego u pięciu pracowników wykryto zakażenie koronawirusem. Z tego powodu 82 osoby zostały objęte kwarantanną. Nie żyje pielęgniarka z Kozienic, która zakaziła się SARS-CoV-2. Ministerstwo Zdrowia ocenia, że szczyt zachorowań na COVID-19 jeszcze przed nami, więc informacje o zakażonych pracownikach ochrony zdrowia są szczególnie niepokojące.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Źródłem zakażenia SARS-CoV-2 w warszawskim pogotowiu nie byli pacjenci, tylko - jak przyznaje dyrektor placówki - pracownicy techniczni pogotowia. Blisko sto osób, które miały z nimi kontakt, trzeba było natychmiast odsunąć od pracy. Ci, u których wykryto zakażenie, nie mieli żadnych objawów.
- Był to taki czarny weekend w historii pogotowia w czasie epidemii - mówi Karol Bielski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans" SP ZOZ w Warszawie.
W Warszawie jest 80 zespołów wyjazdowych. Po wykryciu zakażeń na kilka godzin wyłączonych z użytku zostało 10 karetek, potem pozostałym zespołom wydłużono dyżury. - Karetka bez ratownika to tylko samochód - tłumaczy ratownik medyczny Adam Piechnik.
W Warszawie pogotowie ratunkowe każdego dnia realizuje około 100 wyjazdów związanych z koronawirusem.
Śmierć zakażonej pielęgniarki
Ludzie, którzy na pierwszej linii mierzą się z epidemią, płacą też najwyższą cenę. Zmarła 59-letnia pielęgniarka ze szpitala powiatowego w Kozienicach. Na oddziale zakaźnym zajmowała się chorymi, u których wykryto koronawirusa. Pani Grażyna sama chorowała na cukrzycę, zasłabła w pracy. Testy wykazały, że sama też się zakaziła.
- Nałożenie się już wcześniejszego lęku, obawy przed zakażeniem, spowodowało, że ten nastrój jest gorszy - twierdzi Witold Wordycki, zastępca dyrektora szpitala w Kozienicach.
Na skraju wyczerpania jest personel wielu szpitali i placówek. Bój o życie pacjentów toczy się w nich już od ponad miesiąca.
- Rodzina, mąż, martwię się o nich wszystkich. Dla mnie sytuacja po prostu krytyczna, ja odpowiadam nie tylko za pacjentów, ale i za personel - mówi Ewa Goździewicz, dyrektor Kaliskiego Centrum Opieki Długoterminowej "Salus". - Za wszystkich jestem odpowiedzialna. Wszyscy mówią, że mam być silna, a ja już nie mam siły - dodaje.
"Nadal jesteśmy na krzywej idącej do góry"
W całej Polsce rośnie liczba wykrytych infekcji. Granica 10 tysięcy zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 została w środę przekroczona. Ministerstwo Zdrowia w środę po południu podało, że w Polsce zmarło w sumie 426 osób zakażonych nowym koronawirusem. Ponad półtora tysiąca osób wyzdrowiało.
- Kiedy miałem 40 stopni gorączki, zadzwoniłem na pogotowie, które odmówiło przyjazdu, ponieważ byłem w trakcie leczenia antybiotykiem. Poinformowano, proszę wziąć coś na zbicie temperatury - mówi Jędrzej Majka z Krakowa, pacjent, który pokonał koronawirusa.
Po interwencji lekarza rodzinnego mężczyzna trafił do szpitala. Tam okazało się, że jest zakażony.
Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że to jeszcze nie szczyt zachorowań. - Ta skala wzrostów jest mniej więcej stabilna. (...) Będzie rozłożona w dłuższym okresie, ale nadal jesteśmy na krzywej idącej do góry - przekonuje Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
- Blisko szczytu, czyli to, czego oczekujemy za kilka, kilkanaście dni, to spadek liczby zachorowań. Pytanie, co dalej, czy da się żyć z wirusem - komentuje prof. Zbigniew Gaciong, lekarz i rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Do czasu wynalezienia lekarstwa lub szczepionki innego wyjścia nie ma.
Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Łukasz Gągulski | PAP