Karetki zamiast do pacjentów, jeżdżą za wiceministrem zdrowia. Minister chwali się nimi w kampanii. Choć wydano na nie fortunę, to są za ciężkie i nie dopuszczono ich do ruchu.
Gdyby wojewoda dolnośląski nie opublikował pewnych dwóch zdjęć, to o karetkach, które kursowały za wiceministrem zdrowia, moglibyśmy się nie dowiedzieć.
- Premier Mateusz Morawiecki kilka tygodni temu ogłosił start rządowego "programu wymiany ambulansów". To jest taki program, w którym w całym kraju wymieniane zostają karetki, które mają powyżej sześciu lat - mówi Sylwia Jurgiel, rzecznik prasowy wojewody dolnośląskiego.
Ambulanse, które były tłem na uroczystościach we Wrocławiu, mają dwa lata. Dyrekcja pogotowia we Wrocławiu twierdziła do tej pory, że karetki muszą stać na parkingu, bo prokuratura uważa, że są za ciężkie.
- Biegły stwierdził, że nie powinny być dopuszczone do ruchu drogowego - tłumaczyła w kwietniu Justyna Pilarczyk z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Na zrobionych w kwietniu zdjęciach samochody z numerami D0848 i D0830 faktycznie stoją w bazie we Wrocławiu. Dopiero, gdy na Dolny Śląsk przyjechał wiceminister zdrowia, to karetki ruszyły w teren. Pytanie - gdzie, po co i kto za to zapłacił?
- One pojechały na te podstacje w ramach przejazdów technicznych, żeby nie jeździły po mieście, nie jeździły do lasu - tłumaczy Zbigniew Mlądzki, dyrektor Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu.
Dokładny wykaz przejazdów nie został ekipie "Faktów" TVN przedstawiony. Trasy karetek próbujemy wiec odtworzyć dzięki numerom, które znajdują się na ambulansach.
- Te numery w tej chwili, które tu są nadane, nie są to numery obowiązujące w Narodowym Funduszu Zdrowia. Nie są zgłoszone i są po prostu tylko atrapami - wyjaśnia Mlądzki.
Sukces ponad zdrowie?
Drugie zdjęcie, które zostało pokazane dyrektorowi Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu to dowód, że oprócz przejazdu do Oławy był też kurs do Milicza. W Strzelinie i Trzebnicy politycy też pozowali na tle samochodów. Jednak w tych przypadkach nie udało się ustalić numerów bocznych, więc nie wiadomo, czy były to ambulanse, które od 9 miesięcy nie są wykorzystywane do ratowania życia.
- Być może w tym momencie, wtedy te ambulanse się znajdowały w tych miejscach, ale one nie udzielały świadczeń zdrowotnych - mówi Zbigniew Mlądzki i dodaje, że ambulanse pojechały w charakterze przejazdów technicznych.
Podobną taktykę przyjął wiceminister zdrowia. Nie odpowiadał na pytania o to, jakie ambulanse stały za jego plecami. Co więcej, bagatelizował też kwestie marnującego się sprzętu.
- W tej chwili mam sygnał od pana dyrektora z Wrocławia, że to jest słownie jedna karetka - tłumaczył wiceminister zdrowia Waldemar Karska.
Wbrew temu, co mówi pan minister, a o czym doskonale wiedzą jego służby prasowe, sytuacja jest poważniejsza, bo sprawa dotyczy nie jednej a 10 karetek. Ambulanse nie jeżdżą do pacjentów, bo w opinii prokuratury - nie powinny być dopuszczone do ruchu. Dyrekcja pogotowia twierdzi, że zamawiała auta do 3,5 tony. Te ze sprzętem i ludźmi już tyle nie ważą.
- Do momentu, kiedy całe dochodzenie nie znajdzie swojego finału, te karetki prawdopodobnie nie będą jeździć - zapowiadał 20 września Michał Nowakowski, rzecznik prasowy marszałka województwa dolnośląskiego.
Chyba, że znów trzeba będzie odtrąbić sukces.
Autor: Robert Jałocha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24