Europejskie obawy, unijni inspektorzy i polskie ubojnie. Od poniedziałku ruszają kontrole związane z nielegalnym ubojem chorych krów. Pod lupą Komisji Europejskiej znajdą się zakłady mięsne, ale też polskie władze. Inspekcja weterynaryjna i policja wiedziały o ubojni w Kalinowie przed emisją reportażu "Superwizjera" TVN. Ostrzeżenie wysłane przez Polskę w sprawie mięsa z Kalinowa nie obejmowało całej podejrzanej produkcji.
W weekend w zamkniętej ubojni w Kalinowie panowała cisza. Cisza przed burzą.
W poniedziałek do Polski przylecą wysłani przez Komisję Europejską unijni inspektorzy, którzy skontrolują polskie ubojnie.
- To się może skończyć naprawdę poważnymi sankcjami dla polskich rolników - uważa poseł PO Sławomir Neumann.
- Jeżeli wizerunkowo polska żywność ucierpi na tej aferze, będziemy mieli duży problem - ocenia szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer.
- To bardzo bolesne wizerunkowo i musimy zmotywować organy państwa, zmobilizować do jeszcze skuteczniejszej walki z tego typu patologiami - komentuje poseł z klubu PiS Kamil Bortniczuk.
"Przez dwa tygodnie nic się nie działo"
Do tej pory, w ciągu tygodnia od emisji materiału "Superwizjera", zamknięto feralną ubojnię, zabezpieczono i przebadano znalezione w niej mięso, a także ustalono listy jego dystrybucji w czternastu krajach Unii Europejskiej. W Polsce we wszystkich ubojniach trwają kontrole, a sprawę bada policja. Jest jednak jedno "ale".
- Te decyzje były zdecydowanie spóźnione. Inspekcja weterynaryjna i policja miały wiedzę o tym, co tam się dzieje w momencie, kiedy wezwaliśmy ich na miejsce, czyli 14 stycznia. (...) Tak naprawdę przez dwa tygodnie nic się nie działo - tłumaczy dziennikarz "Superwizjera" TVN Tomasz Patora.
Produkcję mięsa z krów chorych i padłych dziennikarze "Superwizjera" TVN nagrywali przez trzy tygodnie w listopadzie.
14 stycznia dziennikarze wezwali policję.
Materiał "Superwizjera" ukazał się na antenie TVN24 26 stycznia. Dopiero 29 stycznia powiatowy lekarz weterynarii cofnął zgodę na działalność rzeźni. Tego samego dnia Polska ostrzegła kraje unijne o podejrzanym mięsie. Jednak jak informuje Tomasz Patora, chodzi o mięso wyprodukowane w okresie 10-14 stycznia.
- Ten okres (listopada - przyp. red.) nie został wzięty pod uwagę w tym alarmie, w którym ostrzegamy inne kraje unijne, odbiorców naszego mięsa, przed jego spożyciem - tłumaczy Tomasz Patora.
Dlaczego? O to mogą zapytać unijni inspektorzy.
Pomysły na poprawę
Strona polska będzie chciała przedstawić im zapewne również swoje pomysły na to, by takie sytuacje nie powtarzały się w przyszłości.
- W ubojniach, gdzie nie ma 24-godzinnej obecności lekarzy weterynarii, trzeba wprowadzić 24-godzinny monitoring - proponuje minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Monitoring pozwalałby całą dobę widzieć, w jakim stanie zwierzęta przyjeżdżają do rzeźni, a także w jakich warunkach są ubijane. Nagrania z monitoringu miałyby być przechowywane.
- Żeby to był okres co najmniej 3 miesięcy i żeby był stały dostęp dla inspekcji weterynaryjnej do tych nagrań, jak i organów ścigania - opisuje Paweł Niemczuk, główny lekarz weterynarii.
Problem w tym, że nagrań może nie mieć kto przeglądać. Inspektorów weterynarii jest za mało. Są słabo opłacani, więc weterynarze wolą pracować w prywatnych gabinetach. - Są zapowiedziane pewne podwyżki finansowe dla inspekcji weterynaryjnej. Mam nadzieję, że przyciągnie to lekarzy weterynarii do pracy - zapowiada Niemczuk.
Wzmocniona inspekcja weterynaryjna miałaby dostać również więcej obowiązków. - Jej wprost przeznaczając - również, owszem, większe pieniądze, większą liczbę etatów - ale bezpośrednią odpowiedzialność za jakość żywności pochodzenia zwierzęcego. Nie: powierzanie komuś (tej odpowiedzialności - przyp. red.) - zapowiada minister rolnictwa.
Chodzi o to, aby to państwowi weterynarze, a nie ci zależni od ubojni, pilnowali uboju zwierząt. Czy to wystarczy? Okaże się w piątek. Unijni inspektorzy spędzą w Polsce pięć dni.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24