Pani Joanna po trzydziestu latach odkryła, że w szpitalu zamieniono jej syna. Że wychowała Łukasza, zamiast Mateusza. Sąd uznał, że żadne odszkodowanie jej się nie należy.
Pani Joanna dowiedziała się o tym, że jej biologicznym synem jest Mateusz, a nie Łukasz. Odkryła to, gdy mężczyzna, którego wychowywała skończył 30 lat. Podczas badań okazało się, że ma niezgodną z rodziną grupę krwi.
Pani Joanna przywołuje swoje pierwsze myśli po usłyszeniu tych informacji: "Gdzie jest mój syn? Czy żyje? To było bardzo ciężkie dla mnie. I czy odnajdę kiedykolwiek mojego syna?".
To było dla matki nieprawdopodobnym wstrząsem. Rodzinne żarty "mama, jego musieli zamienić w szpitalu, bo on jest jakiś inny" okazały się brutalną prawdą. Mateusz podszedł do sprawy spokojnie. Uznał, że jego dzieci będą miały teraz dwie babcie. Ale Łukasz popadł w depresję. Poczuł się obcy. I niczyj.
- Im więcej jestem z nimi razem, to coraz mniej uczuć mam dla nich - wyznaje portalowi tvn24.pl Łukasz.
Sprawa dla sądu
Mama Łukasza, czy też właściwie Mateusza, za błąd popełniony kiedyś przez kogoś na porodówce - pozwała o zadośćuczynienie Skarb Państwa.
- W żaden sposób strona powodowa nie udowodniła, że do zamiany doszło w szpitalu - odpowiada pełnomocnik Skarbu Państwa.
Sąd zadośćuczynienia nie przyznał, bo gdy do zamiany doszło nie obowiązywały obecne przepisy dotyczące naruszenia dóbr osobistych. Nie ma znaczenia, że skutki zamiany dzieci rodziny będą odczuwać już zawsze. - W zakresie prawa spadkowego, w zakresie odpowiedzialności za członków rodziny, ewentualnie zobowiązań alimentacyjnych w stosunku do rodziców, jest to rzecz bardzo poważna - tłumaczy mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz.
Na pewno odbije się trwale nie tylko na sprawach formalno-prawnych, ale też na psychice. Też na zawsze. - Mamy do czynienia z całą paletą emocji, od szoku i niedowierzania, poprzez smutek i żal. Mogą pojawić się zaburzenia adaptacyjne - tłumaczy psycholog Maksymilian Bielecki.
"Ugruntowane orzecznictwo"
Prokuratoria Generalna wyroku na pewno nie zakwestionuje. - Nie jest to odosobniony wyrok. Sądy powszechne i Sąd Najwyższy wielokrotnie w tych sprawach orzekały i jest to stanowisko, które już się ugruntowało w orzecznictwie - wyjaśnia Sylwia Hajnrych z Prokuratorii Generalnej RP.
Jest, a nie tylko wydaje się to niesprawiedliwe, ale zmieniając przepisy ustawodawca nie wziął pod uwagę, że mogą wyjść na jaw sprawy z przeszłości. - Dochodzi tutaj do naruszenia bardzo prokonstytucyjnie rozumianej zasady, zasady równości - uważa adwokat Krzysztof Budnik.
Co do zasady roszczenie pani Joanny można uznać za przedawnione. - Mogą domagać się ewentualnie usunięcia niemajątkowych skutków naruszenia, które sprowadzą się w moim przekonaniu do przeproszenia - mówi Zbigniew Banaszczyk, adwokat, specjalista od prawa cywilnego z Uniwersytetu Warszawskiego.
Pełnomocnik Pani Joanny uważa, że "przepraszam" nie wystarczy. - Jest to wbrew wszystkim ratyfikowanym przez Polskę układom dotyczącym ochrony praw dzieci, prawa do wychowania się w rodzinie - twierdzi mecenas Wentlandt-Walkiewicz. Zapowiada, że jeśli nie uda się apelacja w Polsce, to sprawa trafi do Strasburga.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24