Po tym, jak Joanna Bitner zgodziła się przyjąć nominację na prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mianował na jej zastępcę Dariusza Drajewicza. Sędzia Dariusz Drajewicz pracował wcześniej w sądzie rejonowym, nigdy nie pełnił kierowniczych funkcji i 20 razy bez powodzenia starał się o awans. Ten awans, w dodatku tak spektakularny, zapewnił mu wiceminister Łukasz Piebiak. Prywatnie - dobry znajomy Dariusza Drajewicza.
Już w momencie, kiedy Joanna Bitner zgodziła się przyjąć polityczną nominację, mogła przypuszczać, że dobra zmiana nie będzie dla niej dobra. Półtora roku temu minister Zbigniew Ziobro powołał ją na stanowisko prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie. Wymienił jednocześnie wszystkich wiceprezesów, chociaż Joanna Bitner tego nie chciała. Jej zastępcą w największym polskim sądzie mianował sędziego Dariusza Drajewicza.
Układ towarzyski
Dariusz Drajewicz pracował przedtem w sądzie rejonowym, nigdy nie pełnił kierowniczych funkcji. Dwadzieścia razy bez powodzenia starał się o awans. Awans na zastępcę prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie zapewnił Drajewiczowi decydujący o kadrach w sądach wiceminister Łukasz Piebiak. Prywatnie to dobry znajomy Dariusza Drajewicza.
- To są dla nas niejasne układy towarzyskie, dla których ten pan awansuje. To przecież nie kompetencja i nie doświadczenie (są powodami - red.) - ocenił Piotr Gąciarek, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Ten nepotyzm, z którym partia rządząca miała tak walczyć, jednak kwitnie w najlepsze - skomentował Marek Celej, jeden z najbardziej doświadczonych sędziów Sądu Okręgowego w Warszawie.
Po wotum nieufności wyrażonym przez zdecydowaną większość sędziów tego sądu ze stanowiska prezesa zrezygnowała Joanna Bitner. Ale to dymisji wiceprezesa Drajewicza już kilka miesięcy temu żądali sędziowie, pisząc w uchwale, że "nie jest on w stanie efektywnie i skutecznie zarządzać pionem karnym największego w Polsce sądu okręgowego".
Faktem jest, że w ubiegłym roku w wydziałach karnych, którymi do grudnia zarządzał Dariusz Drajewicz, wzrosła liczba niezałatwionych spraw.
- De facto nie mamy żadnego, używając takiego kolokwializmu, pożytku z wiceprezesa, który więcej jest nieobecny w pracy niż obecny - stwierdził sędzia Marek Celej.
Pół roku urlopu, ale dodatki były
W ubiegłym roku na zwolnieniach albo urlopach Dariusz Drajewicz był przez 117 dni, czyli niemal pół roku. - Absolutnie nie zajmował się tym, za co bierze pieniądze, czyli swoimi obowiązkami jako wiceprezes do spraw pionu karnego - ocenił sędzia Piotr Gąciarek. - Nie jest w porządku, tak od strony czysto moralnej. Nie chcę wchodzić w daleko idące oceny prawne - dodał.
Jak ustaliły "Fakty" TVN, Dariusz Drajewicz w czasie urlopu zarabiał, wykładając w Szkole Sądownictwa i Prokuratury, a będąc na zwolnieniu lekarskim, przyszedł na posiedzenie nowej KRS, której jest wiceprzewodniczącym.
Sędziego Drajewicza delegowano również do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, był również przewodniczącym komisji przeprowadzającej egzamin adwokacki i zasiadał w komisji przeprowadzającej egzaminy na aplikację radcowską. Wszystkie te funkcje są dodatkowo płatne. Na przykład za przewodniczenie komisji egzaminacyjnej adwokackiej można dostać 12 800 złotych w miesiącu przeprowadzania egzaminu.
- Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jak w tej chwili funkcjonuje sfera publiczna, jeżeli tworzy się pewnego rodzaju fikcje, przy których są do tego przypisane dodatki funkcyjne - stwierdziła Małgorzata Kluziak, była prezes Sądu Okręgowego w Warszawie.
Rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości nie znalazł czasu na rozmowę na ten temat. Prośby o rozmowę z odchodzącą prezes Joanną Bitner i wiceprezesem Dariuszem Drajewiczem pozostały bez odpowiedzi.
Autor: Tomasz Marzec / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24