Na co dzień miał chronić najważniejsze osoby w państwie. Od dwóch lat leczył się psychiatrycznie. Kancelaria Sejmuje utrzymuje, że funkcjonariusz Straży Marszałkowskiej miał niezbędne badania. Chodzi o mężczyznę, który groził Katarzynie Lubnauer. Wtedy zaczęło się śledztwo.
Ślubowanie na początku służby składa każdy funkcjonariusz Straży Marszałkowskiej. To oni w Sejmie mają miedzy innymi czuwać nad bezpieczeństwem posłów, senatorów, najważniejszych osób w państwie. Jednak jeden z byłych już funkcjonariuszy, zamiast stać na straży bezpieczeństwa, sam stwarzał zagrożenie.
- Groźby zostały wystosowane pod moim adresem mailem. Tam było kilka wyzwisk, a na końcu, że "powinnaś zginąć jak prezydent Adamowicz" - opowiada Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.
Po incydencie wszczęto prokuratorskie śledztwo. Jak wynika z dokumentów śledczych - były strażnik sejmowy, który groził posłance, od dwóch lat leczy się psychiatrycznie. Prokuratorzy otrzymali w tej sprawie dokumentację medyczną. Sam mężczyzna potwierdził to też podczas przesłuchania.
- Przerażające jest to, że ludzie, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo w Sejmie w stosunku do posłów, senatorów, ale również do wszystkich gości, uzbrojeni w broń z ostrą amunicją, mogą okazuje się leczyć się psychiatrycznie - dodaje Lubnauer.
Strażnicy w Sejmie mają broń. Pracują w jednym z najpilniej strzeżonych miejsc w kraju. Kancelaria Sejmu w wydanym oświadczeniu zapewnia, że każdy strażnik ma obowiązek przejścia badań psychologicznych i psychiatrycznych. Były funkcjonariusz także je przeszedł.
Zaraz po incydencie również to potwierdzano. - Przechodzą testy, badania, weryfikacje pod względem bezpieczeństwa ABW. Także wszystko ten pan miał przeprowadzone zgodnie z procedurami - zapewniała we wrześniu Agnieszka Kaczmarska, szefowa Kancelarii Sejmu.
Jakie to procedury? Jak często prowadzone są kontrole funkcjonariuszy, którzy uzbrojeni pilnują parlamentu? Tego nie wiadomo.
"Gdzie są przełożeni, gdzie są służby?"
- W takiej jednostce, gdzie się pilnuje najważniejszych osób w kraju, według mnie powinna być szczególna weryfikacja, bo posiadanie broni przez osobę, która się leczy, nie powinno mieć miejsca - uważa Robert Sysik, były policjant.
Jak mówią eksperci, w policji czy wojsku funkcjonariusze, którzy mają dostęp do broni, są skrupulatnie sprawdzani. Obserwują ich przełożeni, ale nie tylko.
- Jeżeli taki człowiek jest leczony, no to pytanie, gdzie jest wywiad środowiskowy, gdzie są koledzy, gdzie są przełożeni, gdzie są służby? - pyta generał Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej "GROM".
- Jako przełożony, czy jako nawet kolega, który współpracuje z daną osoba, która ma broń, nie chciałbym, żeby ta osoba miała jakieś problemy i leczyła się, a ja nie wiem o tym - dodaje Robert Sysik.
Były strażnik sejmowy usłyszał zarzut kierowania gróźb pozbawienia życia. Teraz biegli psychiatrzy mają wydać opinię o jego stanie zdrowia.
Autor: Dariusz Prosiecki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24