Zwykli Ukraińcy opowiadają o rzezi cywilów z rąk rosyjskich żołnierzy. Oleksander chciał uciec z Buczy z całą swoją rodziną. Rosjanie na jego oczach zastrzelili jego żonę i dwóch synów. 14-letni Jurij w podobny sposób stracił tatę.
Żona pana Oleksandra, Margarita, oraz jego synowie - 9-letni Mateusz i 4-letni Klim - zginęli na jego oczach. Rosjanie ostrzelali ich samochód, którym próbowali ewakuować się z Buczy. - Dzieci zginęły na miejscu. Kiedy odwróciłem głowę i spojrzałem na nie, już nie żyły. Potem spojrzałem na Ritę. Powiedziała coś do mnie, a potem koniec. Też nie żyła - wspomina pan Oleksandr.
Oleksandr trafił do szpitala i przeszedł operację. Dopiero po tygodniu od tragedii jednemu z sąsiadów udało się znaleźć ciała zabitych i pochować rodzinę.
"Kiedy już leżałem, strzelił w głowę"
Ala Neczepurenko też jest z Buczy. Jej najmłodszy syn, 14-letni Jurij, był przy ojcu, gdy zabijali go Rosjanie. - Podnieśliśmy ręce do góry. Tata powiedział, że nie mamy broni, że nie mamy nic, co mogłoby zagrażać rosyjskiej armii. Zaczął się obracać, a ten rosyjski żołnierz zaczął strzelać. Tata upadł potem, a strzelili do mnie. Trafił dwa razy w rękę, a kiedy już leżałem, strzelił w głowę, ale trafił w kaptur. Miałem zwykłe szczęście - opowiada Jurij Neczepurenko.
Ala Neczepurenko dopiero po dwóch dniach odzyskała ciało męża. Rodzina pochowała go na podwórku przy domu. Na telefonie ma też zdjęcie jego ciała. To dowód zbrodni wojennej. Rusłan miał 47 lat.
Jurij Szywala od wybuchu wojny współpracuje z zagranicznymi mediami. To jego - jak mówi - informacyjny front walki. Ostatnio był w szpitalu w Zaporożu, gdzie trafiają ewakuowani z Mariupola mieszkańcy, a potem w Buczy. We wszystkich tych miejscach Jurij jest świadkiem tego, jak Rosjanie niszczą jego kraj i zabijają Ukraińców. - Rozumiem, że to, co robię, jest ważne - zapewnia Jurij.
W szpitalu w Kijowie medycy - poza walką o życie pacjentów - każdego dnia dokumentują ich historię. 13-letnia Sonia przeszła operację - w głowie miała odłamek rakiety, która uderzyła w jej dom. - Zauważyłam, że leci pocisk. Mama powiedziała "uciekaj, biegnij". Pobiegłam kawałek i potem straciłam przytomność. Jak się obudziłam, mama i tata nieśli mnie do piwnicy - opowiada Sonia Iwanowa.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24