Ratownicy medyczni ratują nasze życie, ale od dawna nikt nie chce uratować ich pensji. To, co robią, jest bezcenne, ale za bezcen pracować nie chcą. Ratownicy w całej Polsce oczekują podwyżek i są gotowi wypowiedzieć umowy, jeśli ich nie dostaną. Ministerstwo Zdrowia obiecuje nowe wyliczenie stawki dobokaretki.
Także ratownicy LPR mówią, że to niecodzienne zdarzenie. Do młodej kobiety, która zasłabła koło szkoły na warszawskim Ursynowie oraz 80-latki, która chwilę później w tej samej dzielnicy źle się poczuła, nie przyjechała karetka pogotowia, lecz przyleciał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Z tego, co udało nam się dowiedzieć, dyspozytor nie miał w tym momencie do dyspozycji naziemnego zespołu ratownictwa medycznego, dlatego posłużył się lotniczym zespołem - tłumaczy Justyna Sochacka, rzecznik prasowy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Brak karetek to nie przypadek. Od środy w Warszawie i okolicach na dyżur nie wyjechał co trzeci ambulans, czyli około 30 z 80 zespołów ratownictwa medycznego. - Jest to olbrzymi sygnał alarmowy, że to, co ratownicy mówili od wielu miesięcy, że jest ich za mało, że są przemęczeni, że system jest niedofinansowany, to rzeczywiście teraz widać - uważa dyspozytor medyczny, który chciał zachować anonimowość.
Warszawscy ratownicy medyczni zatrudnieni na kontraktach zgłosili gotowość do pracy, ale dopiero w przyszłym tygodniu. - Chcemy być odpowiednio wynagradzani za ratowanie ludzkiego życia i zdrowia - wyjaśnia Michał Gościński, ratownik medyczny.
Ratownicy medyczni nie odpuszczają
Protest ratowników medycznych - rozpoczęty kilka miesięcy temu - rozlewa się na cały kraj. Każdego dnia w kolejnych stacjach pogotowia ratunkowego załogi karetek domagają się nowych umów i grożą odejściem z pracy. W Bydgoszczy czas dojazdu karetki może w październiku wydłużyć się do godziny.
- Pracując po 250, 300, a nawet i więcej godzin w miesiącu, tak naprawdę nie mamy czasu dla siebie, dla naszych rodzin, a co za tym idzie, przy obecnych warunkach płacowych, nie mamy innej możliwości, niż złożyć wypowiedzenie, aby po prostu godnie żyć - przekonuje Michał Stefański, ratownik medyczny.
Tak wyglądają pensje ratowników ambulansu w powiatowym szpitalu na Pomorzu. Przy stawce 40 złotych za godzinę płaca dwóch ratowników to ponad 1900 złotych brutto za dobowy dyżur. Ratownicy chcą 60 złotych za godzinę.
Ministerstwo Zdrowia po czwartkowych rozmowach z protestującymi i ich pracodawcami obiecuje na dniach nowe wyliczenie stawki dobokaretki, ale twierdzi, że problem można rozwiązać lokalnie. - W tej chwili powinno to się odbywać na poziomie poszczególnych stacji pogotowia ratunkowego między pracodawcą a ratownikami, bo te środki są - przekonuje Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia.
- Konflikt na linii Ministerstwo Zdrowia a grupa zawodowa ratowników medycznych się nie kończy, raczej eskaluje i raczej będzie się pogłębiał - uważa Robert Judek, ratownik medyczny z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratowniczego w Poznaniu.
Minister zdrowia zapewnia, że dziury w grafikach pracy mają być łatane na przykład strażakami z uprawnieniami ratowników. - Do kogo nie pojedziemy, kto umrze z tego powodu, że ktoś inny miał ochotę na nas zaoszczędzić? - pyta Bartłomiej Matyszewski, ratownik medyczny.
Warszawscy ratownicy zapowiadają pod koniec września wypowiedzenie umów, jeśli ich żądania nie zostaną spełnione.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24